sobota, 9 sierpnia 2014

Love Is Strange [II]

Takim przypadkiem spotkali się również dnia drugiego. Siedzieli, rozmawiając i śmiejąc się z
tematów, które akurat się im nawinęły. Nawet nie zauważyli kiedy zaczęła rozwijać się się między
nimi jakaś więź, tak świetnie czuli się w swoim towarzystwie, zupełnie nie widoczne było to, że
pierwszy raz spotkali się zaledwie wczoraj. McCartney nieświadomie uśmiechał się kiedy na nią
spoglądał a ona co jakiś czas rzucała w jego stronę jakiś komplement. Kiedy nadszedł czas
pożegnania Paul spontanicznie cmoknął ją w policzek. Julia puściła mu oko i rozeszli się w
swoje strony. Ona do hotelu, gdyż zbliżała się dwudziesta pierwsza a on, w zasadzie nie wiadomo...

Następnego dnia Julia z rodzicami od samego rana chodziła po nudnych muzeach i wystawach.
Tak jakby wyspa nie miała do zaoferowania wspaniałych plaż czy innych ciekawych miejsc. Oni
oczywiście musieli iść w najnudniejsze z najnudniejszych. Każdy eksponat,wyglądał dokładnie tak samo, przypominał zupełnie nic. Dlatego też Julii ulżyło gdy usłyszała, że wracają już do hotelu. Tam przynajmniej miała komputer i kontakt z ciekawą stroną świata. Kiedy i to jej się znudziło stwierdziła, że skoczy do tamtego baru, w którym wczoraj i przedwczoraj spotkała Pauliego. Wiedziała, że to mało prawdopodobne, żeby był tam też dziś ale przecież nie zaszkodziło sprawdzić.
- A ty gdzie się znów wybierasz? Przecież w muzeum padałaś ze zmęczenia.
- Już mi przeszło. Poza tym znalazłam wczoraj takie fajne miejsce. Można posiedzieć i pogadać z
miłymi ludźmi. Obiecuję, że będę punktualna jak wczoraj.
- No dobrze idź ale dwudziesta pierwsza i ani minuty dłużej.
- Z dyktatorem się nie dyskutuje... - odparła w żartach dziewczyna.
- Ha ha ha bardzo śmieszne.
Weszła do lokalu i zajęła to samo miejsce co poprzednio, po czym zaczęła oglądać jakiś program,
który puszczali w telewizji. Cały czas zerkała w stronę wejścia wciąż mając nadzieję, że zobaczy w
nich McCartneya. Niecałe 10 minut później pojawił się. Rozglądał się tak jakby kogoś
szukał. Julia udawała, że go nie widzi. Ale on przyszedł dokładnie w tym samym celu co ona.
Miał nadzieję, że dziś też ją tu znajdzie i będą mogli porozmawiać. Kiedy ją zobaczył uśmiechnął
się i ruszył w kierunku jej stolika.
- Widzę, że dziś też się tu spotykamy - Zagadał udając zaskoczonego - Cześć. Co tam?
- O, cześć co za zbieg okoliczności i to już trzeci raz. Wszystko w porządku, poza tym że straszne
nudy. A u ciebie - zapytała.
-W zasadzie to tak samo ha ha ha. Całkiem przyjemna wyspa nie? Cisza spokój i ta atmosfera, że
człowiek patrzy na świat zupełnie inaczej. Tak jakby wszystko było w zasięgu jego ręki.
- Dokładnie to samo czuję. Tak jakby nie liczyło się nic innego. Po prostu żyje się
chwilą - Rozmawiali tak o drobnostkach przez jakieś pół godziny kiedy McCartney powiedział
- Zobacz chyba zaczyna się tu rozkręcać jakaś impreza. Może masz ochotę zatańczyć? Jeśli nie to
spoko, tak tylko pytam, można by rozprostować trochę nogi.
- Praktycznie to ja nie tańczę. Nie jestem w ty dobra - powiedziała dziewczyna
- Tak samo jak ja, więc zapewne poziom umiejętności mamy podobny. No chodź, będzie fajnie
obiecuję. Dopijmy to piwo i na parkiet.
- No dobra, ale to na twoją odpowiedzialność.
- Ok, ok – powiedział McCartney puszczając oko i szczerząc się w uśmiechu - Wczoraj i dziś są
najmilej spędzonymi dniami jakie ostatnio przeżyłem, wiesz, po prostu czuję taką energię,
wewnętrzny spokój i coś jeszcze ale nie bardzo wiem co, choć jest to świetne uczucie.
- W takim razie nie mogę pozwolić żebyś przeze mnie je stracił, idziemy i zatańczymy.
Muzyk szybko podłapał atmosferę panującą na parkiecie i swoim entuzjazmem zaraził Julię.
Wygłupiali się i tańczyli, każdy po swojemu, próbowali naśladować swoje układy taneczne, przez
cały czas mając dużo śmiechu. W międzyczasie wypili jeszcze po drinku. Na sam koniec DJ
zapuścił wolny kawałek i McCartneyowi zrobiło się niezręcznie.
- No przestań, przecież mieliśmy się bawić - Powiedziała do niego dziewczyna.
- No dobra - Paul objął ją w pasie a ona położyła ręce na jego ramionach i zaczęli tańczyć w rytm
muzyki. Ten taniec nie wymagał żadnych zaawansowanych umiejętności więc oboje poczuli się
pewniej. W pewnym momencie McCartney zaczął zbliżać się do dziewczyny z zamiarem
pocałowania jej. Jednak w porę opamiętał się i udał, że zrobił to w celu zapytania jej czy nie ma
ochoty się przejść bo już dość się natańczyli.
- Tak, pewnie, z wielką chęcią - odpowiedziała, po czym dodała w myślach – Ale pocałować też
mnie mogłeś.
Szli brzegiem plaży oglądając zachodzące za horyzontem słońce i rozmawiając. Artysta zapytał ją
co sądzi o jego twórczości, więc dziewczyna zaczęła mu opowiadać historię tego jak stała się jego fanką. Wspomniała o tym od jak dawna interesuje się jego muzyką i jego osobą, że jest tak
dlatego, iż Paul jest zupełnie inny niż reszta gwiazd. Ma to coś czego ona u innych nie zauważa.
Powiedziała mu też, że nie ważne jak bardzo zły dzień by miała to w chwili gdy usłyszy pierwsze
dźwięki jego piosenek lub obejrzy kilka sekund wywiadu wszystkie problemy i smutki zostają
zastąpione przez wewnętrzny spokój i radość. McCartney podziękował jej za wszystkie
komplementy i powiedział, że przyjemnie jest móc spędzić czas z taką fanką jak ona. Zawędrowali
całkiem daleko, słońce już dawno zniknęło a na niebie pokazały się gwiazdy. Na plaży nie było
żadnych ludzi, w zasadzie była to jakaś zatoczka do której przypadkiem trafili. Usiedli więc na
ciągle nagrzanym od słońca piasku patrząc w gwiazdy i wsłuchując się w delikatny szum fal
uderzających o brzeg. Było tak cicho i spokojnie. Julia nigdy nie przypuszczała że będzie miała
okazję siedzieć na plaży w środku nocy i to do tego z mężczyzną którego uważała za swój ideał.
Ponadto ten ideał był znów wolny, ale przecież nie mogła mu tak w prost powiedzieć co tak
naprawdę do niego czuje, co on by sobie wtedy pomyślał.
- Patrz tam, to chyba wielki wóz - powiedziała
- Tak, jest piękny. A tam chyba jest mały – wskazał palcem gdzieś w niebo.
- Nie widzę, gdzie dokładnie?
- O tu, popatrz... - Już drugi raz tego wieczora Paul znacząco zmniejszył odległość jaka dzieliła ich
twarze. Spojrzał na niebo z jej perspektywy. - Teraz widzisz?
Dziewczyna kiwnęła głową i spojrzała na towarzysza dzisiejszego wieczoru. Jako że on również
zrobił to samo w pewnym momencie spotkali się wzrokiem. Chwilę później, siedzieli całując się.
Żadne z nich nie wiedziało jak do tego doszło. Pocałunek nie trwał jednak długo, kilka sekund
później McCartney zaczął się tłumaczyć i przepraszać. Mówił, że nie wie co w niego wstąpiło.
- Wiesz bo właściwie jest coś co zawsze chciałam ci powiedzieć... uwielbiam cię jako artystę i w
ogóle ale jest coś jeszcze... ja najprościej na świecie cię kocham - Teraz mogła się do tego przyznać, skoro on ją pocałował to ona też mogła zrobić coś niespodziewanego.
- CO?! Ale... ale jak to? Ja chyba, chyba muszę już iść. Wybacz ale zapomniałem o czymś ważnym.
Dozobaczenia - rzekł wyglądający na totalnie zszokowanego Paul. Wstał i szybkim krokiem oddalił się w kierunku z którego przyszli. Julia obserwowała jak odchodzi ciągle przypominając sobie te kilka chwil. To było tak wspaniałe i tak nieprawdopodobne... Zerknęła na zegarek, miała pięć minut aby dojść do hotelu, wysłała więc SMS do mamy z informacją że już wraca ale spóźni się parę minut.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz