Gdy tylko rodzice wyszli pozwiedzać miasto zostawiając ją samą, no bo przecież była wczoraj i na
pewno już wszystko widziała, Julia zaczęła pisać SMS-y z Paulem.
„Jejku jak mi się tu samej nudzi”, on odpisał „Wyjrzyj przez okno, chyba mam pomysł na tę twoją
nudę” Dziewczyna zrobiła tak jak napisał, i ku jej zaskoczeniu Macca machał do niej z uśmiechem
z okna obok. Usiadła zatem na parapecie i zaczęli rozmawiać zupełnie tracąc rachubę czasu.
Musieli wisieć w tych oknach naprawdę długo gdyż rodzice Julii zdążyli już wrócić ze swojej
wyprawy i gdy tylko mama weszła do jej pokoju dziewczyna natychmiast zeskoczyła z parapetu.
Kobieta przyszła zapytać córkę czy nie wybrała by się z nimi na jakąś imprezę czy pokaz
opowiadający o historii wyspy. Z początku Julia próbowała się wykręcić gdyż takie wypady nie
bardzo ją interesowały ale gdy otrzymała SMS od McCartneya, który usłyszał przez otwarte okno
fragmenty ich rozmowy napisał do niej „ Ej, podobno mam prowadzić tę imprezę, ich prowadzący
się rozchorował i proszą abym go zastąpił. Pewnie będę potrzebował jakiejś asystentki do pomocy
więc gdybyś poszła spędzimy trochę czasu razem ;)” To był wystarczający powód aby przekonać ją
do udziału w tej imprezie.
Kiedy wszyscy goście hotelu którzy przybyli na pokaz zajęli swoje miejsca Paul wyszedł na scenę,
powitał wszystkich zgromadzonych i oznajmił, że wybierze teraz kogoś z widowni na swojego
asystenta. Szybko odszukał stolik przy którym siedziała Julia z rodzicami i tym „losowym”
systemem to ona została przez niego wybrana. Przez całą pierwszą część imprezy mężczyzna przy
każdej okazji szeptał jej do ucha jakieś głupoty a ona musiała powstrzymywać się żeby nie
wybuchnąć śmiechem. Cały czas zerkała tylko w stronę rodziców upewniając się, że nie zauważyli
ich bardzo przyjacielskiego zachowania. No a kiedy muzyk jako kolejną anegdotę mającą na celu
rozbudzenie ludzi którzy przysypiali, przytoczył wczorajszą sytuację z wypadu do kina mówiąc
- Wiecie co, byłem wczoraj w kinie samochodowym, film wysokich lotów może i nie był ale
atmosfera sprawiła, że po prostu odleciałem. Jeśli chcecie przeżyć coś niesamowitego koniecznie
musicie się tam wybrać – gdyby można było uciszyć kogoś za pomocą wzroku Paul nie dałby rady
odezwać się już do końca imprezy, Julia patrzyła na niego właśnie w ten sposób, mówiąc mu by
przestał bo jeszcze przypadkiem wypapla za dużo. Przecież gdyby teraz przypadkiem powiedział o
dwa słowa za wiele jej matka dostała by zawału. Na całe szczęście nadszedł czas na krótką przerwę
podczas której goście mogli skorzystać z bufetu a prowadzący odpocząć chwilę za sceną.
- Mógłbyś bardziej uważać, jeszcze coś palniesz i będzie... poza tym nie gap się tak na mnie co
chwile bo ludzie zaczną się domyślać – upominała go dziewczyna gdy tylko znaleźli się poza sceną.
- Spokojnie, nikt nawet nie będzie podejrzewał, że między nami coś może być, no wiesz...
teoretycznie dzieli nas zbyt wielka różnica wiekowa.
- Takie tam gadanie... - Powiedziała Julia
- Ja to wiem, ty to wiesz ale oni nie i tu mamy przewagę. - Paul puścił do niej oko i podał kieliszek
wina. Przerwa upłynęła im na rozmowie na temat ciekawszych wydarzeń jakie odbyły się na
wyspie w przeciągu kilkuset ostatnich lat. O dziwo było ich całkiem sporo.
- No to teraz, opowiemy im o najpiękniejszym miejscu na ziemi – powiedział McCartney i skradł
jej całusa kiedy czekali na sygnał gotowi do ponownego wyjścia na scenę. Drugą część pokazu
udało się przeprowadzić bez żadnych wyskoków ze strony Paula i Julia była bardzo
zadowolona że nie musiała go strofować po kryjomu na środku sceny. Kiedy impreza dobiegła
końca dostali wielkie brawa za świetne prowadzenie i przyjemną atmosferę. Macca podziękował
wszystkim za wytrwałość i za to, że udało im się nie zasnąć. Zwrócił się też ze specjalnymi
podziękowaniami w stronę swojej asystentki, bez której jak twierdził nie poszło by mu tak świetnie.
W ramach podziękowań postanowił ją przytulić co oczywiście nie uszło uwadze jej mamy.
- Nie ma za co, ale jednak nie prowokuj ludzi a w szczególności mojej mamy i weź mnie puść,
podziękujesz mi potem.
Goście zaczęli powoli rozchodzić się do swoich pokoi a Julia udała się powiedzieć mamie żeby
ta na nią nie czekała bo musi jeszcze pomóc spakować sprzęt nagłaśniający i wynieść całą resztę ze
sceny na zaplecze. Kobieta była bardzo zdziwiona tym od kiedy jej córka jest taka chętna do pomocy bo przecież w domu nie można jej zagonić nawet do odkurzania.
- No wiesz, chyba dostałam powołania jako akustyk czy coś... po prostu idź do pokoju a ja niedługo
wrócę, po co masz tu siedzieć i czekać bezczynnie.
Paul, który kręcił się w pobliżu słyszał całą rozmowę i postanowił do nich podejść i pochwalić
dziewczynę przed jej matką. Wspomniał nawet coś, że mógłby znaleźć jej jakieś zajęcie podczas
swoich tras koncertowych.
- Tak tak, na pewno – powiedziała kobieta całkowicie olewając to co powiedział McCartney, bo
przecież jej córka nie miała by ochoty tłuc się po świecie z jakimś „starym” facetem i jego
zespołem. - Dobrze, idź zrób co masz zrobić a ja tu na ciebie poczekam i razem pójdziemy do
pokoju – zwróciła się w kierunku dziewczyny.
Julia razem z Paulem zabrali się więc za wynoszenie wszystkich ozdób scenicznych, głośników
kabli i całej masy innych rzeczy. Kiedy kręcili się na scenie zachowywali się bardzo profesjonalnie
ale gdy tylko znikali z zasięgu wzroku przez cały czas na zmianę to puszczali sobie oczka, to
szeptali jakieś czułe słówka lub droczyli ze sobą. Mogło się wydawać, że takie sposoby zarywania
do dziewczyny pasują raczej do młodziaków, ale jeśli chodzi o Paula on w duchu był właśnie
jednym z takich młodzieniaszków. Ciągle w głowie mu były wygłupy i żarty. Może to właśnie
między innymi dlatego tylu młodych ludzi widziało w nim kogoś więcej niż tylko kolejnego artystę
poprzedniej generacji. Prawdę mówiąc Paul potrafił dopasować się do wymagań muzycznych
zarówno młodzieży jak i bardziej dojrzałych fanów. Kiedy wszystko zostało odstawione na swoje
miejsca i scena wróciła do swojego normalnego stanu każde z nich udało się w swoją stronę.
Julia razem z mamą szły do pokoju a Macca udał się jeszcze do kierownika aby powiedzieć, że
wszystko jest już zrobione. Wypatrzył moment kiedy rodzicielka dziewczyny nie będzie patrzyła w
jego stronę i gestem oznajmił Julii, że później do niej zadzwoni.
-Wiesz co, naprawdę świetnie się dogadywałaś z tym facetem na scenie, zupełnie jakby nie było to
wasze pierwsze spotkanie.
- Hahaha mamo, czy ty się za dużo alkoholu tam opiłaś, niby gdzie miałam z nim wcześniej
rozmawiać – powiedziała nerwowo, próbując zabrzmieć przekonująco.
- Wcale nie, raptem kieliszeczek wina, no może dwa... ale wiem co widziałam. Podoba ci się, nie?
- Kto? - Wystraszona dziewczyna lekko przystanęła
- Nie kto a co... cała ta atmosfera związana ze staniem na scenie i tak dalej. A o czym ty myślałaś?
- A to, no wiesz, nie powiem, że nie ha ha ha – Julia zaczęła się śmiać, ulżyło jej, że mama
pytała ją o występ.
Kiedy weszli do pokoju była tak zmęczona, że wzięła tylko szybki prysznic i od razu położyła się
do łóżka. Sprawdziła telefon, czekająca wiadomość od Paula wywołała uśmiech na jej twarzy
„Dobranoc :* słodkich snów. P.S. zaplanowałem coś fajnego na jutro.” No tak coś fajnego... z nim
nie można się nudzić. No ale co ze szlabanem? W zasadzie... rodziców miało nie być od rana więc
gdyby tylko wróciła przed nimi nie dowiedzieli by się że gdziekolwiek była. Przecież nie
przyjechała na wakacje po to aby siedzieć sama w pokoju hotelowym. Zwłaszcza, że miała świetne
towarzystwo z którego żal byłoby nie skorzystać. Z taką oto myślą na jutrzejszy dzień zmorzył ją
sen.
Następnego ranka kiedy się zbudziła jej rodziców nie było już w domu. Usiadła więc i zabrała się
za jakieś śniadanie. Kiedy Julia usłyszała dzwoniący telefon od razu pobiegła sprawdzić kto
dzwonił. To Paul, telefonował tak jak obiecał.
- No cześć. Masz ochotę pograć trochę ze mną w siatkówkę plażowa? Trzeba korzystać ze słońca
przy czym się trochę poruszać. - zapytał od razu zarażając ją swoim entuzjazmem.
- No pewnie czemu by nie, może być zabawnie.
- To w takim razie weź ze sobą ręcznik, jakiś krem z filtrem i w ogóle co ci tam będzie potrzebne.
Będę po ciebie za 10 minut.
Dziewczyna szybko wrzuciła do torby niezbędne rzeczy i ledwo zdążyła ją zamknąć a punktualny
Macca już pukał do jej drzwi. Ubrał się jak prawdziwy turysta, w zielony T-shirt, szorty plażowe,
czapka z daszkiem i swoje słynne klapki z wzorem amerykańskim. Kiedy poszli na plażę, w
miejsce w którym byli pierwszym razem, okazało się że i teraz nikogo tam nie ma, najwyraźniej
trudno było tu trafić. Położyli ręczniki na piasku i od razu zaczęli grać. Jako że pogoda znów
dopisywała Paul zrzucił z siebie koszulkę zostając w samych spodenkach, Julia poszła w ślad za
nim i chwilę później też była w stroju kąpielowym.
- Hej, a może popływamy, woda wydaje się być ciepła? - zaproponowała
- No jasne.
Jeśli idzie o pływanie McCartneya nie trzeba było wcale namawiać. W ciągu paru sekund znalazł
się w wodzie i zaczął popisywać swoimi umiejętnościami pływackimi. W pewnym momencie
zniknął pod wodą, Julia wypatrywała go z każdej strony. W jednej chili tuż przed nią wyrósł
jakiś wielki cień, którym jak się okazało był Paul. Podskoczyła wystraszona a on zaczął się śmiać
po czym objął ją i oboje poszli w stronę ręczników by trochę odpocząć. Słońce grzało naprawdę
mocno więc dziewczyna wyjęła z torby krem z filtrem i zaczęła się nim smarować. Gdy kończyła
nakładać druga warstwę spojrzała pytająco na leżącego obok McCartneya.
- No co, nie mam, zapomniałem zabrać z hotelu.
- Nie mogłeś powiedzieć od razu? Trzymaj – powiedziała dając mu pojemniczek z kremem –
Jeszcze się spalisz, będziesz czerwony jak pomidor a potem jak jakiś gad będziesz obłaził ze
skóry... lepiej się nasmaruj.
- No dobra, masz rację. - Paul patrzał na krem jakby widział go pierwszy raz w życiu – Mogłabyś?
Samemu trochę ciężko jest zrobić to dokładnie. - Wyszczerzył się do niej w uśmiechu.
- Nawet nie pytaj, no pewnie że tak. - Julia zaczęła rozsmarowywać krem na barkach, klacie i
brzuchu mężczyzny, jego skóra była zadziwiająco aksamitna. Dlatego też dziewczyna wykonywała
swoją czynność bardzo rzetelnie nie pomijając żadnego centymetra. Paul także nie narzekał, dotyk
jej rąk sprawiał że czuł się całkowicie zrelaksowany. Mógł przysiąc, że z każdą chwilą stawał się
coraz bardziej senny a taki sposób usypiania bardzo mu odpowiadał. Tak więc obie strony czerpały
z tego przyjemność. Nie należy oczywiście pominąć pleców które też narażone są na poparzenia
słoneczne, co oboje wzięli pod uwagę. Mimo, iż Macca nie należał do gości z „kaloryferami” i całą
resztą trzeba było przyznać że jest nadzwyczaj dobrze zbudowany. Kiedy odpoczywali leżąc w
pełnym słońcu próbowali ustalić jak właściwie znaleźli się w tej sytuacji.
- Bo to wszystko przez to, że nie umiemy tańczyć. Jakbyśmy nie wyszli z tej dyskoteki i nie poszli
na ten spacer to dziś każdy z nas był by w zupełnie innym miejscu. - zaczęła Julia
- Jak to „przez” chyba chciałaś powiedzieć „dzięki temu” czy próbujesz mi powiedzieć, że
żałujesz?
- No co ty, tak mi się jakoś powiedziało, masz rację powinnam powiedzieć „dzięki temu”. W
zasadzie to całkiem śmieszne, że to wszystko ma swój początek w tym że oboje nie umiemy
tańczyć ha ha ha
- Ha ha nooo. Widzisz to musi coś oznaczać – popatrzał się w stronę Julii i mrugnął do
niej.
Mimo, że naprawdę przyjemnie siedziało im się w swoim towarzystwie, słońce chyliło się już ku
zachodowi i stwierdzili, że nadszedł czas żeby się zwijać. Szli brzegiem plaży wcale się nie
śpiesząc. W pewnym momencie dziewczyna poczuła że mężczyzna chwyta ją za rękę. Zdziwiona
spojrzała na niego.
- No co, puki nie ma ludzi to mi wolno nie?
- No w sumie... - Spacerowali tak aż do chwili gdy wokół zrobiło się zbyt wielu ciekawskich ludzi.
Julia otrzymała po drodze wiadomość od rodziców w której informowali ją, że utknęli w korku
poza miastem i będą późno. Stwierdziła, że w takim wypadku zaprosi Paula na chwilę do siebie.
Pomysł tak przypadł mu do gustu, że z miejsca się na niego zgodził, perspektywa spędzenia jeszcze
kilku godzin w jej towarzystwie naprawdę go radowała.
czwartek, 28 sierpnia 2014
niedziela, 17 sierpnia 2014
Love is Strange [VIII]
Gdy znaleźli się pod hotelem McCartney poszedł pierwszy, i czekał na nią w
korytarzu tuż za recepcją. Julia dołączyła do niego kilka minut później tak aby nie sprawiali
wrażenia, że przyjechali w tym samym czasie. Powiedziała mu, że na chwilę ma przestać się
wygłupiać i śmiać ze wszystkiego bo obok są przecież jej rodzice i ciekawska jak zawsze mama z
pewnością wyjrzy na korytarz. Kiedy znaleźli się w środku mężczyzna przyniósł jej kołdrę i
poduszkę, mówiąc że gdyby potrzebowała czegokolwiek śmiało ma go wołać. Puścił do niej oko i
udał się do łazienki ogarnąć po całym dniu. Po paru minutach wyszedł w samych tylko spodniach i
bez żadnej krępacji przeszedł przez pokój.
- Słodkich snów i dobranoc. - Powiedział idąc do swojego pokoju
- Taak dobranoc. - Odparła Julia, która cały ten czas wodziła za nim wzrokiem. Po takich
widokach miała niemały problem z zaśnięciem a do tego myślała o tym jak zareaguje jej mama
kiedy jutro pojawi się z powrotem u siebie. Przez całą noc kręciła się wiec z boku na bok. Głupio
było jej iść i budzić Paula, mimo jego prośby że gdyby czegoś potrzebowała to ma go zawołać. On
sam wpadł jednak na ten pomysł żeby do niej zajrzeć i sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
- Hej, czemu jeszcze nie śpisz? - zapytał szeptem nie chcąc jej wystraszyć.
- Nie wiem, jakoś tak po prostu... Strasznie tu gorąco, mogę cię prosić o coś do picia?
- No jasne, czego się napijesz wody może jakiegoś piwa? - Zaproponował podchodząc do lodówki
- Piwo będzie dobre, jeśli masz to jakieś smakowe.
Paul dał jej butelkę z piwem a sobie wziął szklankę wody. Zamienili kilka zdań na temat pięknej
pogody ale głównie siedzieli w milczeniu. Kiedy opróżnili swoje szklanki i butelki każde z nich
wróciło z powrotem na swoje poduszki. Piwo znane z tego, że jest to bardzo moczopędny napój
zmusiło dziewczynę do częstych odwiedzin toalety przez co odzwyczajony od czyjejś obecności
Macca budził się za każdym razem gdy usłyszał hałas. Kiedy jednak już udało jej się zasnąć,
pierwszym widokiem gdy rankiem otworzyła oczy był Paul przygotowujący kanapki i nalewający
herbaty do kubków. Taki widok z samego rana z pewnością zwiastował bardzo dobry dzień.
- Ale z ciebie śpiąca królewna. Najpierw nie może zasnąć a teraz nie chce jej się budzić. Wstawaj
zrobiłem śniadanie, trzeba coś zjeść. - McCartney pomachał talerzem pełnym kolorowych kanapek.
Dziewczyna przeciągnęła się na kanapie i usiadła.
- To bardzo miło z twojej strony ale nie musiałeś, przecież mam dosłownie dwa kroki, zjadła bym
coś u siebie.
- Prawda, nie musiałem ale chciałem. Nie wypuściłbym cie na głodniaka nawet na te dwa kroki.
Julia nigdy nie piła tak smacznej herbaty, to prawda że Anglicy jak nikt inny znają się na
parzeniu tego napoju. Paul bardzo się postarał i zrobił naprawdę smaczne śniadanie, nie jakieś tam
nudne kanapki. Na stole było wszystko czego dusza zapragnie, oczywiście żadnych produktów
mięsnych jak na wegetarianina przystało.
- Słuchaj, właściwie dlaczego nie wymieniliśmy się jeszcze numerami telefonów, przecież tak
będzie o wiele łatwiej. - zapytał pomiędzy jednym a drugim kęsem.
- Właściwie to nie wiem... poczekaj już sięgam po telefon i zaraz to załatwimy – Julia włączyła
telefon spojrzała na ekran i aż upuściła go na stół.
- Co się stało? - Zapytał przejęty McCartney.
- Czterdzieści trzy... - powiedziała z niedowierzaniem dziewczyna.
- Co czterdzieści trzy? - Pytał dalej nie rozumiejąc.
- Nieodebrane połączenia od MAMY, rozumiesz to, czterdzieści trzy. Przy 3 jest niezła afera a co
dopiero teraz.... w zasadzie jestem już martwa albo i gorzej.
- Co może być gorszego od śmierci, bo nie bardzo rozumiem.
-Gdy poznasz moją mamę to zrozumiesz, uwierz mi.
Wymienili się numerami, Julia dopiła herbatę, ogarnęła się. Paul przypomniał jej o wielkim
pluszaku i dał ogromnego całusa na do widzenia. Dziewczyna stanęła pod drzwiami apartamentu,
zrobiła znak krzyża, weszła do środka i... zaczęło się. Cała ta szopka gdzie ona była całą noc, czy
nie ma sumienia żeby denerwować tak własną matkę, że jest nieodpowiedzialna i tak dalej. Puściła
jednak gadanie swojej mamy koło uszu bo nie miała się jej z czego tłumaczyć i poszła do siebie
przejrzeć fotki jakie z Paulem robili sobie wczoraj na mieście. Z każdym kolejnym zdjęciem nie
mogła powstrzymać śmiechu z powodu McCartneya, który jak zawsze robił kapitalne miny na każdym ujęciu.
Jej mama patrzyła na nią jakby ta oszalała
- No zwariowała, dostała udaru słonecznego albo coś.
Wciąż lekko zła na córkę usiadła na krawędzi łóżka i wzięła aparat z chęcią przejrzenia zdjęć które
razem z ojcem dziewczyny robili sobie kilka dni wcześniej podczas spaceru. W pewnym momencie
natknęła się na kilka fotek Julii i spojrzała na nią pytająco. Dziewczyna wytłumaczyła, że
robił je chłopak którego poznała wtedy na plaży.
- A to kto, chyba nie powiesz mi, że... - zaczęła kobieta pokazując córce zdjęcie, na którym ta stała
razem z McCartneyem.
- Nie no co ty. Spotkaliśmy go i zrobiliśmy se z nim zdjęcie. - Ciśnienie skoczyło jej do granic
bezpieczeństwa, na kolejnych kilkunastu fotkach też są przecież razem... na całe szczęście bateria
była na wyładowaniu i właśnie postanowiła wyczerpać się do końca. Ufff ale jej się udało.
Zostawiła telefon na łóżku i poszła się lekko odświeżyć. W tym czasie zadzwonił Paul, na szczęście
miała go zapisanego pod bardzo tajemniczą nazwą „Seksiak”. Mama zapytała ją czy ten miś,
którego posadziła obok siebie jest od niego i czy przypadkiem tej nocy, za którą i tak ma dwa dni
szlabanu, nie spędziła również w jego towarzystwie. Dziewczyna przyznała, że rzeczywiście to on
wygrał dla niej tego pluszaka na festynie.
- I nie patrz się tak na mnie, to że nocowałam u niego o niczym nie świadczy, spałam na kanapie
więc przestań tak panikować.
- O nie, teraz to już na dwieście procent musisz mi go pokazać, jak skończy ci się szlaban to masz
go tu przyprowadzić.
korytarzu tuż za recepcją. Julia dołączyła do niego kilka minut później tak aby nie sprawiali
wrażenia, że przyjechali w tym samym czasie. Powiedziała mu, że na chwilę ma przestać się
wygłupiać i śmiać ze wszystkiego bo obok są przecież jej rodzice i ciekawska jak zawsze mama z
pewnością wyjrzy na korytarz. Kiedy znaleźli się w środku mężczyzna przyniósł jej kołdrę i
poduszkę, mówiąc że gdyby potrzebowała czegokolwiek śmiało ma go wołać. Puścił do niej oko i
udał się do łazienki ogarnąć po całym dniu. Po paru minutach wyszedł w samych tylko spodniach i
bez żadnej krępacji przeszedł przez pokój.
- Słodkich snów i dobranoc. - Powiedział idąc do swojego pokoju
- Taak dobranoc. - Odparła Julia, która cały ten czas wodziła za nim wzrokiem. Po takich
widokach miała niemały problem z zaśnięciem a do tego myślała o tym jak zareaguje jej mama
kiedy jutro pojawi się z powrotem u siebie. Przez całą noc kręciła się wiec z boku na bok. Głupio
było jej iść i budzić Paula, mimo jego prośby że gdyby czegoś potrzebowała to ma go zawołać. On
sam wpadł jednak na ten pomysł żeby do niej zajrzeć i sprawdzić czy wszystko jest w porządku.
- Hej, czemu jeszcze nie śpisz? - zapytał szeptem nie chcąc jej wystraszyć.
- Nie wiem, jakoś tak po prostu... Strasznie tu gorąco, mogę cię prosić o coś do picia?
- No jasne, czego się napijesz wody może jakiegoś piwa? - Zaproponował podchodząc do lodówki
- Piwo będzie dobre, jeśli masz to jakieś smakowe.
Paul dał jej butelkę z piwem a sobie wziął szklankę wody. Zamienili kilka zdań na temat pięknej
pogody ale głównie siedzieli w milczeniu. Kiedy opróżnili swoje szklanki i butelki każde z nich
wróciło z powrotem na swoje poduszki. Piwo znane z tego, że jest to bardzo moczopędny napój
zmusiło dziewczynę do częstych odwiedzin toalety przez co odzwyczajony od czyjejś obecności
Macca budził się za każdym razem gdy usłyszał hałas. Kiedy jednak już udało jej się zasnąć,
pierwszym widokiem gdy rankiem otworzyła oczy był Paul przygotowujący kanapki i nalewający
herbaty do kubków. Taki widok z samego rana z pewnością zwiastował bardzo dobry dzień.
- Ale z ciebie śpiąca królewna. Najpierw nie może zasnąć a teraz nie chce jej się budzić. Wstawaj
zrobiłem śniadanie, trzeba coś zjeść. - McCartney pomachał talerzem pełnym kolorowych kanapek.
Dziewczyna przeciągnęła się na kanapie i usiadła.
- To bardzo miło z twojej strony ale nie musiałeś, przecież mam dosłownie dwa kroki, zjadła bym
coś u siebie.
- Prawda, nie musiałem ale chciałem. Nie wypuściłbym cie na głodniaka nawet na te dwa kroki.
Julia nigdy nie piła tak smacznej herbaty, to prawda że Anglicy jak nikt inny znają się na
parzeniu tego napoju. Paul bardzo się postarał i zrobił naprawdę smaczne śniadanie, nie jakieś tam
nudne kanapki. Na stole było wszystko czego dusza zapragnie, oczywiście żadnych produktów
mięsnych jak na wegetarianina przystało.
- Słuchaj, właściwie dlaczego nie wymieniliśmy się jeszcze numerami telefonów, przecież tak
będzie o wiele łatwiej. - zapytał pomiędzy jednym a drugim kęsem.
- Właściwie to nie wiem... poczekaj już sięgam po telefon i zaraz to załatwimy – Julia włączyła
telefon spojrzała na ekran i aż upuściła go na stół.
- Co się stało? - Zapytał przejęty McCartney.
- Czterdzieści trzy... - powiedziała z niedowierzaniem dziewczyna.
- Co czterdzieści trzy? - Pytał dalej nie rozumiejąc.
- Nieodebrane połączenia od MAMY, rozumiesz to, czterdzieści trzy. Przy 3 jest niezła afera a co
dopiero teraz.... w zasadzie jestem już martwa albo i gorzej.
- Co może być gorszego od śmierci, bo nie bardzo rozumiem.
-Gdy poznasz moją mamę to zrozumiesz, uwierz mi.
Wymienili się numerami, Julia dopiła herbatę, ogarnęła się. Paul przypomniał jej o wielkim
pluszaku i dał ogromnego całusa na do widzenia. Dziewczyna stanęła pod drzwiami apartamentu,
zrobiła znak krzyża, weszła do środka i... zaczęło się. Cała ta szopka gdzie ona była całą noc, czy
nie ma sumienia żeby denerwować tak własną matkę, że jest nieodpowiedzialna i tak dalej. Puściła
jednak gadanie swojej mamy koło uszu bo nie miała się jej z czego tłumaczyć i poszła do siebie
przejrzeć fotki jakie z Paulem robili sobie wczoraj na mieście. Z każdym kolejnym zdjęciem nie
mogła powstrzymać śmiechu z powodu McCartneya, który jak zawsze robił kapitalne miny na każdym ujęciu.
Jej mama patrzyła na nią jakby ta oszalała
- No zwariowała, dostała udaru słonecznego albo coś.
Wciąż lekko zła na córkę usiadła na krawędzi łóżka i wzięła aparat z chęcią przejrzenia zdjęć które
razem z ojcem dziewczyny robili sobie kilka dni wcześniej podczas spaceru. W pewnym momencie
natknęła się na kilka fotek Julii i spojrzała na nią pytająco. Dziewczyna wytłumaczyła, że
robił je chłopak którego poznała wtedy na plaży.
- A to kto, chyba nie powiesz mi, że... - zaczęła kobieta pokazując córce zdjęcie, na którym ta stała
razem z McCartneyem.
- Nie no co ty. Spotkaliśmy go i zrobiliśmy se z nim zdjęcie. - Ciśnienie skoczyło jej do granic
bezpieczeństwa, na kolejnych kilkunastu fotkach też są przecież razem... na całe szczęście bateria
była na wyładowaniu i właśnie postanowiła wyczerpać się do końca. Ufff ale jej się udało.
Zostawiła telefon na łóżku i poszła się lekko odświeżyć. W tym czasie zadzwonił Paul, na szczęście
miała go zapisanego pod bardzo tajemniczą nazwą „Seksiak”. Mama zapytała ją czy ten miś,
którego posadziła obok siebie jest od niego i czy przypadkiem tej nocy, za którą i tak ma dwa dni
szlabanu, nie spędziła również w jego towarzystwie. Dziewczyna przyznała, że rzeczywiście to on
wygrał dla niej tego pluszaka na festynie.
- I nie patrz się tak na mnie, to że nocowałam u niego o niczym nie świadczy, spałam na kanapie
więc przestań tak panikować.
- O nie, teraz to już na dwieście procent musisz mi go pokazać, jak skończy ci się szlaban to masz
go tu przyprowadzić.
czwartek, 14 sierpnia 2014
Love Is Strange [VII]
Aby trochę odetchnąć udali się na kolacje, z racji upalnego dnia zamówili sałatkę. Zrobili sobie
kolejną tego dnia fotkę na tle pięknego zabytkowego budynku który robił teraz za jakieś nudne
muzeum. Kiedy ich talerze były już puste muzyk wyszedł z kolejną propozycją, tym razem jednak
mniej mrożącą krew w żyłach.
- Co powiesz na kino samochodowe? Jest tu niedaleko i podobno grają jakiś fajny film.
- W zasadzie, czemu by nie, podoba mi się ten pomysł. - dziewczyna spojrzała na zegarek, było pół
do ósmej. Ile może trwać taki film, poza tym jeśli spóźni się parę minut przecież nic się nie stanie.
Przy wjeździe na teren kina były budki z przekąskami, Paul stwierdził, że mogą wziąć jeden zestaw
XL i zjeść go na spółkę. Udało im się zaparkować w miejscu z którego idealnie widzieli co dzieje
się na ekranie. Macca otworzył dach mówiąc, że jest tak ładna pogoda i szkoda dusić się w
zamkniętym aucie. Ku zdziwieniu dziewczyny, położył rękę na jej ramieniu, tworząc tym atmosferę
bliskości. Ona ośmielona jego zachowaniem próbuje zdobyć udo, na co on z miłą chęcią się zgadza.
Siedząc tak w tej atmosferze zajadali się popcornem i oglądali film. McCartney spojrzał na
zapatrzoną w ekran Julię i pomyślał że dobrym pomysłem będzie kiedy osobiście poczęstuje ją
odrobiną prażonej kukurydzy. Miło zaskoczona jego pomysłem odwzajemniła mu się również
karmiąc go kilkoma ziarenkami popcornu.
- Ten film to jakaś całkowita klapa. - Powiedzieli równocześnie, tak jakby się na to umówili. Patrząc na siebie zaczęli się śmiać. Paul stwierdził, że najwyższy czas przejść do tego co przerwał im w domu strachów “nieoczekiwany gość”. W jednej chwili dziewczyna widziała jego błyszczące oczy a w następnej czuła jego usta na swoich. Paul bynajmniej nie zamierzał poprzestać na jednym
pocałunku, chciał aby był on prawdziwy, romantyczny i podkreśli wagę z jaką podchodzi do ich
znajomości. Julia ośmielona pocałunkami McCartneya ponownie odszukała jego udo, położyła
na nim swoją rękę i zaczęła je głaskać. Delikatnie wodziła dłonią w dół, prawie do kolana i z
powrotem. Kilka razy jej palce przemknęły również po wewnętrznej stronie uda. Sprawiało to że
mężczyzna stawał się coraz bardziej namiętny. Jego usta były tak subtelne, że chwila gdy ich
pocałunek stał francuskim pocałunkiem z prawdziwego zdarzenia była tak finezyjna i nieziemska że
zapomnieli o całym otaczającym ich świecie. Każde z nich cieszyło się każdą sekundą tej chwili.
Nie liczyło się nic więcej tylko oni. Więc gdy telefon Julii zaczął przypominać jej, że jest już
za dziesięć dziewiąta nie odrywając się od Paula, na ślepo wyłączyła przypomnienie i odrzuciła
komórkę gdzieś w bok. Jednak zdążyło to wyrwać mężczyznę z chwili zapomnienia i kątem oka
zobaczył, że z samochodów wokół patrzy się na nich całkiem sporo osób, które coś do siebie
szepczą.
- Przecież to jest niedorzeczne ale zdaje mi się że też do ciebie coś czuję. No ale przecież nie
powinno tak być, to niepoprawne. Te nasze spotkania i w ogóle. - był nieco zdołowany i zagubiony
przez tych wszystkich ludzi którzy byli wyraźnie zdumieni ich zachowaniem.
- Hej, jeśli myślisz tak przez nich wszystkich – kiwnęła głową w kierunku gapiów – to nie przejmuj
się. Przecież oni się gapią i zazdroszczą. Patrz na siebie i na to czy to jak postępujesz sprawia
radość tobie a nie ludziom wokół. - dziewczyna próbowała powiedzieć mu, że przecież nie ma nic
złego w byciu szczęśliwym. Paul siedział przez chwilę wpatrując się w swoje palce jakby były
najciekawszą rzeczą jaką kiedykolwiek widział.
- Oczywiście że sprawia mi to radość. Inaczej by nas tu nie było. Przebywanie w twoim
towarzystwie daje mi wiele przyjemności i sprawia, że czuję się inaczej... lepiej. Więc chyba
naprawdę masz racje. - uśmiechnął się – ale mimo to wydaje mi się że powinniśmy rozłożyć dach,
żeby nie dawać tym ludziom tematów do rozmów.
Do końca filmu siedzieli spokojnie, tylko w pewnym momencie McCartney zaczął wygłupiać się
pluszową pandą i rozśmieszać dziewczynę najróżniejszymi zabawnymi tekstami zmieniając przy
tym głos. W zasadzie, byli bardziej zainteresowani swoim towarzystwem niż tym co działo się na
ekranie. Kiedy film dobiegł końca i pojawiły się napisy a oni byli w drodze powrotnej do
hotelu Julia zapytała Paula czy nie sprawiło by mu to problemu i zgodził się na to aby
przenocowała u niego na kanapie. Widząc zdziwioną minę i pytające spojrzenie muzyka zaczęła
wyjaśniać mu jak wygląda sytuacja.
- … no i mama powiedziała, że jak spóźnię się jeszcze raz to nie wpuści mnie do pokoju. Pewnie
nie mówiła tego serio ale ja nie zamierzam jej dać tej satysfakcji i pokażę że potrafię sama o siebie
zadbać.
- Och skoro tak, to nie widzę żadnego problemu pewnie, że możesz u mnie przenocować. Twoja
mama powinna zrozumieć, że nie jesteś już małym dzieckiem i dać ci więcej swobody. To pewnie
ona dzwoni, co? - Zapytał słysząc dzwoniący telefon.
- Żebyś wiedział.... Tak mamo? Nie, powiedziałaś że jeśli nie wyrobię się do dwudziestej pierwszej
to mnie nie wpuścisz. Och naprawę tylko żartowałaś...? No popatrz a brzmiałaś tak poważnie, że ci
uwierzyłam i załatwiłam sobie nocleg. No widzisz, mogłaś przemyśleć swoje groźby. To Cześć. -
Dziewczyna wyłączyła telefon aby jej mama więcej się do niej nie dodzwoniła i widząc, że Macca
nie bardzo wie co powiedzieć odkręciła radio na fulla, zaczęła śpiewać a on momentalnie się do
niej przyłączył.
kolejną tego dnia fotkę na tle pięknego zabytkowego budynku który robił teraz za jakieś nudne
muzeum. Kiedy ich talerze były już puste muzyk wyszedł z kolejną propozycją, tym razem jednak
mniej mrożącą krew w żyłach.
- Co powiesz na kino samochodowe? Jest tu niedaleko i podobno grają jakiś fajny film.
- W zasadzie, czemu by nie, podoba mi się ten pomysł. - dziewczyna spojrzała na zegarek, było pół
do ósmej. Ile może trwać taki film, poza tym jeśli spóźni się parę minut przecież nic się nie stanie.
Przy wjeździe na teren kina były budki z przekąskami, Paul stwierdził, że mogą wziąć jeden zestaw
XL i zjeść go na spółkę. Udało im się zaparkować w miejscu z którego idealnie widzieli co dzieje
się na ekranie. Macca otworzył dach mówiąc, że jest tak ładna pogoda i szkoda dusić się w
zamkniętym aucie. Ku zdziwieniu dziewczyny, położył rękę na jej ramieniu, tworząc tym atmosferę
bliskości. Ona ośmielona jego zachowaniem próbuje zdobyć udo, na co on z miłą chęcią się zgadza.
Siedząc tak w tej atmosferze zajadali się popcornem i oglądali film. McCartney spojrzał na
zapatrzoną w ekran Julię i pomyślał że dobrym pomysłem będzie kiedy osobiście poczęstuje ją
odrobiną prażonej kukurydzy. Miło zaskoczona jego pomysłem odwzajemniła mu się również
karmiąc go kilkoma ziarenkami popcornu.
- Ten film to jakaś całkowita klapa. - Powiedzieli równocześnie, tak jakby się na to umówili. Patrząc na siebie zaczęli się śmiać. Paul stwierdził, że najwyższy czas przejść do tego co przerwał im w domu strachów “nieoczekiwany gość”. W jednej chwili dziewczyna widziała jego błyszczące oczy a w następnej czuła jego usta na swoich. Paul bynajmniej nie zamierzał poprzestać na jednym
pocałunku, chciał aby był on prawdziwy, romantyczny i podkreśli wagę z jaką podchodzi do ich
znajomości. Julia ośmielona pocałunkami McCartneya ponownie odszukała jego udo, położyła
na nim swoją rękę i zaczęła je głaskać. Delikatnie wodziła dłonią w dół, prawie do kolana i z
powrotem. Kilka razy jej palce przemknęły również po wewnętrznej stronie uda. Sprawiało to że
mężczyzna stawał się coraz bardziej namiętny. Jego usta były tak subtelne, że chwila gdy ich
pocałunek stał francuskim pocałunkiem z prawdziwego zdarzenia była tak finezyjna i nieziemska że
zapomnieli o całym otaczającym ich świecie. Każde z nich cieszyło się każdą sekundą tej chwili.
Nie liczyło się nic więcej tylko oni. Więc gdy telefon Julii zaczął przypominać jej, że jest już
za dziesięć dziewiąta nie odrywając się od Paula, na ślepo wyłączyła przypomnienie i odrzuciła
komórkę gdzieś w bok. Jednak zdążyło to wyrwać mężczyznę z chwili zapomnienia i kątem oka
zobaczył, że z samochodów wokół patrzy się na nich całkiem sporo osób, które coś do siebie
szepczą.
- Przecież to jest niedorzeczne ale zdaje mi się że też do ciebie coś czuję. No ale przecież nie
powinno tak być, to niepoprawne. Te nasze spotkania i w ogóle. - był nieco zdołowany i zagubiony
przez tych wszystkich ludzi którzy byli wyraźnie zdumieni ich zachowaniem.
- Hej, jeśli myślisz tak przez nich wszystkich – kiwnęła głową w kierunku gapiów – to nie przejmuj
się. Przecież oni się gapią i zazdroszczą. Patrz na siebie i na to czy to jak postępujesz sprawia
radość tobie a nie ludziom wokół. - dziewczyna próbowała powiedzieć mu, że przecież nie ma nic
złego w byciu szczęśliwym. Paul siedział przez chwilę wpatrując się w swoje palce jakby były
najciekawszą rzeczą jaką kiedykolwiek widział.
- Oczywiście że sprawia mi to radość. Inaczej by nas tu nie było. Przebywanie w twoim
towarzystwie daje mi wiele przyjemności i sprawia, że czuję się inaczej... lepiej. Więc chyba
naprawdę masz racje. - uśmiechnął się – ale mimo to wydaje mi się że powinniśmy rozłożyć dach,
żeby nie dawać tym ludziom tematów do rozmów.
Do końca filmu siedzieli spokojnie, tylko w pewnym momencie McCartney zaczął wygłupiać się
pluszową pandą i rozśmieszać dziewczynę najróżniejszymi zabawnymi tekstami zmieniając przy
tym głos. W zasadzie, byli bardziej zainteresowani swoim towarzystwem niż tym co działo się na
ekranie. Kiedy film dobiegł końca i pojawiły się napisy a oni byli w drodze powrotnej do
hotelu Julia zapytała Paula czy nie sprawiło by mu to problemu i zgodził się na to aby
przenocowała u niego na kanapie. Widząc zdziwioną minę i pytające spojrzenie muzyka zaczęła
wyjaśniać mu jak wygląda sytuacja.
- … no i mama powiedziała, że jak spóźnię się jeszcze raz to nie wpuści mnie do pokoju. Pewnie
nie mówiła tego serio ale ja nie zamierzam jej dać tej satysfakcji i pokażę że potrafię sama o siebie
zadbać.
- Och skoro tak, to nie widzę żadnego problemu pewnie, że możesz u mnie przenocować. Twoja
mama powinna zrozumieć, że nie jesteś już małym dzieckiem i dać ci więcej swobody. To pewnie
ona dzwoni, co? - Zapytał słysząc dzwoniący telefon.
- Żebyś wiedział.... Tak mamo? Nie, powiedziałaś że jeśli nie wyrobię się do dwudziestej pierwszej
to mnie nie wpuścisz. Och naprawę tylko żartowałaś...? No popatrz a brzmiałaś tak poważnie, że ci
uwierzyłam i załatwiłam sobie nocleg. No widzisz, mogłaś przemyśleć swoje groźby. To Cześć. -
Dziewczyna wyłączyła telefon aby jej mama więcej się do niej nie dodzwoniła i widząc, że Macca
nie bardzo wie co powiedzieć odkręciła radio na fulla, zaczęła śpiewać a on momentalnie się do
niej przyłączył.
środa, 13 sierpnia 2014
Love is Strange [VI]
Julia wstała wczesnym rankiem, około godziny trzynastej. Można by polemizować co do tego
aby uważać tę porę za ranek ale dla osób którym dzień kończy się po trzeciej w nocy tak właśnie
jest. Kiedy weszła do kuchni mama właśnie stawiała obiad na stole.
- No więc, co dziś zamierzasz robić? Przejdziesz się może na plażę ze mną i ojcem, co? - Zapytała
mama nalewając jej talerz zupy.
- Nie, nie gniewajcie się ale mam inne plany. Zamierzałam skoczyć do miasta i się trochę rozejrzeć.
I właśnie w związku z tym mam do ciebie taką prośbę małą... - Nie zdążyła nawet dokończyć
- Ile chcesz? Na co? I reszta ma być z powrotem u mnie. - Kobieta dobrze wiedziała z czym wiąże
się „mała prośba” jej córki.
- No wiesz, nie dużo. Tak żebym miała za co kupić sobie podwieczorek i jakieś drobne na małe
wydatki.
Ostatecznie Julii udało się wysępić więcej niż oczekiwała więc zadowolona poszła
przygotowywać się do wyjścia. Rodzice wychodzili na krótko przed nią i mama jak zawsze zajrzała
do niej aby przypomnieć o godzinie policyjnej. Dziewczyna na wszelki wypadek ustawiła
przypomnienie w komórce. Wyszła przed hotel i od razu zauważyła niebieski samochód Paula, z
zamyślonym właścicielem w środku. Gdy tylko muzyk zobaczył dziewczynę od razu się ożywił.
Wyskoczył z samochodu i otworzył jej drzwi. Ona jeszcze tylko rozejrzała się czy na pewno gdzieś
w pobliżu nie ma jej rodziców i gdy się już upewniła że teren jest czysty wsiadła do środka. Na
przywitanie dali sobie całusa w policzek.
- Zapnij pasy i jedziemy, coś zaplanowałem ale zobaczymy... - Powiedział radośnie McCartney
- Spoko, nie ma się co śpieszyć. Mam czas. - powiedziała Julia, po czym w myśli dodała – Do
dwudziestej pierwszej...
Macca włączył radio, najpierw leciały staje dobre kawałki rock and rolla które oboje uwielbiali a
następnie do głosu doszedł poczciwy Lennon. Całą drogę do miasta śpiewali i wygłupiali się
zagłuszając przy tym oryginalnych wykonawców.
- Masz może ochotę na lody? Tam jest jakaś cukiernia. - Zapytał Paul kiedy spacerowali piękną
zabytkową starówką. Kiedy już każdy wybrał jaki smak i dodatki chce, dziewczyna chwyciła się za
portfel. McCartney od razu to zauważył.
- Nie ma mowy, ja zapraszałem ja płacę. Poza tym jakby to wyglądało, że kobieta musi płacić sama
za siebie.
- No ale... - Julia próbowała protestować
- Nawet ze mną nie dyskutuj na ten temat. - zaśmiał się Paul.
Szli dalej wzdłuż deptaka zajadając się deserem i rozmawiając na różne codzienne tematy. Okazało
się, że mają podobne poglądy na wiele spraw. Zaczęli więc wymieniać listę swoich ulubionych
filmów, programów tv, książek i tak dalej, okazało się że całkiem sporo ich łączy. Słońce grzało na
bezchmurnym niebie ale na szczęście lekki wiatr sprawiał że pogoda była znośna. Natknęli się na
jakiś festyn organizowany na placu rynkowym. Stoiska z regionalnymi potrawami, wesołe
miasteczko i jakieś występy. Postanowili więc że z chęcią się trochę rozerwą i rozejrzą co
ciekawego tam mają. McCartney zauważył grę w strącanie puszek i uparł się, że wygra Julii
największego misia jakiego tam mają. Ustawił się przed celem, dostał trzy piłki. Rzut pierwszy,
cztery puszki trafione idealnie, niestety za drugim razem nie poszło tak dobrze, chybił. Została mu
ostatnia szansa. Skupił się, dokładnie wycelował i... pah pah obie puszki zniknęły z podestu.
Mężczyzna, który wydawał mu nagrodę, którą wybrał był nieźle zdziwiony, że mu się udało. Paul
dumny jak paw podszedł do Julii i wręczył jej wielkiego pluszaka pandę.
- Awww, jesteś kochany – powiedziała do niego dziewczyna dając mu w podziękowaniu całusa.
- Po prostu pomyślałem, że może ci się spodobać. Poza tym to nic wielkiego. - Powiedział cały
uradowany tym że udało mu się sprawić jej przyjemność tym prezentem. Oboje razem z pluszatym
zwierzakiem zadecydowali że fajnie będzie iść zobaczyć co dzieje się na scenie. Zajęli miejsca z
boku tłumu taka by nie rzucać się w oczy ale dobrze widzieć. Okazało się że są to występy
zespołów które grały regionalną muzykę. Niektórzy mieli nawet całkiem niezłe brzmienie, na
pewno wystarczająco dobre aby McCartney rwał się do tańca. Kiedy wreszcie na scenie zrobiło się
pusto i zaczęła się przerwa miedzy kolejną częścią zaplanowaną w programie mężczyzna
zaproponował wycieczkę po domu strachów.
- No nie wiem... mam lekkiego stracha. - Powiedziała dziewczyna.
- Nie bój się, jak coś zawsze możesz mnie trzymać za rękę, będzie super.
Julia nadal nie do końca przekonana była co do tego pomysłu ale nie chciała robić Paulowi
przykrości więc zgodziła się. Szli kawałek za wszystkimi innymi zwiedzającymi, bardzo czujnie
uważając na wszystko co wydawało im się podejrzane. W pewnym momencie Macca zatrzymał się
i kiwnął głową do Julii mówiąc żeby poszła za nim. Stanęli w jakimś rogu w którym wisiało
pełno szmat i łańcuchy. Dziewczyna patrzała na niego pytająco a on po prostu stał i się uśmiechał. Podszedł do niej powoli, patrząc jej w oczy. Czy tylko jej się zdawało, czy właśnie miał zamiar ją pocałować? Nie nie zdawało jej się, był coraz bliżej, jeszcze trochę i... w tym momencie spomiędzy szmat wyskoczył bujający się szkielet, któremu towarzyszyły przerażające zawodzenia. Julia w jednej chwili wtuliła się w mężczyznę zamykając ze strachu oczy i nie zamierzała go puścić do puki nie znajdą się na zewnątrz.
- Paul, zabierz mnie stąd! - była nieźle wystraszona. McCartneya z kolei lekko bawiło to całe to
wydarzenie, bynajmniej nie z powodu tego manekina. Reakcja dziewczyny sprawiła, że było mu
przyjemnie z wiedzą, że czuje się ona przy nim bezpiecznie.
- Dobra wychodzimy, to rzeczywiście było mało zabawne. - zwrócił się teraz w kierunku
dyndającego na sznurku trupa - Sorry ale mi się nie przeszkadza a poza tym nie nauczyli cię kolego,
że kobiet straszyć nie wypada. - Po czym lekko przestawił manekinowi szczękę i szybko, wciąż
trzymając przestraszoną Julię za rękę, udał się do wyjścia.
aby uważać tę porę za ranek ale dla osób którym dzień kończy się po trzeciej w nocy tak właśnie
jest. Kiedy weszła do kuchni mama właśnie stawiała obiad na stole.
- No więc, co dziś zamierzasz robić? Przejdziesz się może na plażę ze mną i ojcem, co? - Zapytała
mama nalewając jej talerz zupy.
- Nie, nie gniewajcie się ale mam inne plany. Zamierzałam skoczyć do miasta i się trochę rozejrzeć.
I właśnie w związku z tym mam do ciebie taką prośbę małą... - Nie zdążyła nawet dokończyć
- Ile chcesz? Na co? I reszta ma być z powrotem u mnie. - Kobieta dobrze wiedziała z czym wiąże
się „mała prośba” jej córki.
- No wiesz, nie dużo. Tak żebym miała za co kupić sobie podwieczorek i jakieś drobne na małe
wydatki.
Ostatecznie Julii udało się wysępić więcej niż oczekiwała więc zadowolona poszła
przygotowywać się do wyjścia. Rodzice wychodzili na krótko przed nią i mama jak zawsze zajrzała
do niej aby przypomnieć o godzinie policyjnej. Dziewczyna na wszelki wypadek ustawiła
przypomnienie w komórce. Wyszła przed hotel i od razu zauważyła niebieski samochód Paula, z
zamyślonym właścicielem w środku. Gdy tylko muzyk zobaczył dziewczynę od razu się ożywił.
Wyskoczył z samochodu i otworzył jej drzwi. Ona jeszcze tylko rozejrzała się czy na pewno gdzieś
w pobliżu nie ma jej rodziców i gdy się już upewniła że teren jest czysty wsiadła do środka. Na
przywitanie dali sobie całusa w policzek.
- Zapnij pasy i jedziemy, coś zaplanowałem ale zobaczymy... - Powiedział radośnie McCartney
- Spoko, nie ma się co śpieszyć. Mam czas. - powiedziała Julia, po czym w myśli dodała – Do
dwudziestej pierwszej...
Macca włączył radio, najpierw leciały staje dobre kawałki rock and rolla które oboje uwielbiali a
następnie do głosu doszedł poczciwy Lennon. Całą drogę do miasta śpiewali i wygłupiali się
zagłuszając przy tym oryginalnych wykonawców.
- Masz może ochotę na lody? Tam jest jakaś cukiernia. - Zapytał Paul kiedy spacerowali piękną
zabytkową starówką. Kiedy już każdy wybrał jaki smak i dodatki chce, dziewczyna chwyciła się za
portfel. McCartney od razu to zauważył.
- Nie ma mowy, ja zapraszałem ja płacę. Poza tym jakby to wyglądało, że kobieta musi płacić sama
za siebie.
- No ale... - Julia próbowała protestować
- Nawet ze mną nie dyskutuj na ten temat. - zaśmiał się Paul.
Szli dalej wzdłuż deptaka zajadając się deserem i rozmawiając na różne codzienne tematy. Okazało
się, że mają podobne poglądy na wiele spraw. Zaczęli więc wymieniać listę swoich ulubionych
filmów, programów tv, książek i tak dalej, okazało się że całkiem sporo ich łączy. Słońce grzało na
bezchmurnym niebie ale na szczęście lekki wiatr sprawiał że pogoda była znośna. Natknęli się na
jakiś festyn organizowany na placu rynkowym. Stoiska z regionalnymi potrawami, wesołe
miasteczko i jakieś występy. Postanowili więc że z chęcią się trochę rozerwą i rozejrzą co
ciekawego tam mają. McCartney zauważył grę w strącanie puszek i uparł się, że wygra Julii
największego misia jakiego tam mają. Ustawił się przed celem, dostał trzy piłki. Rzut pierwszy,
cztery puszki trafione idealnie, niestety za drugim razem nie poszło tak dobrze, chybił. Została mu
ostatnia szansa. Skupił się, dokładnie wycelował i... pah pah obie puszki zniknęły z podestu.
Mężczyzna, który wydawał mu nagrodę, którą wybrał był nieźle zdziwiony, że mu się udało. Paul
dumny jak paw podszedł do Julii i wręczył jej wielkiego pluszaka pandę.
- Awww, jesteś kochany – powiedziała do niego dziewczyna dając mu w podziękowaniu całusa.
- Po prostu pomyślałem, że może ci się spodobać. Poza tym to nic wielkiego. - Powiedział cały
uradowany tym że udało mu się sprawić jej przyjemność tym prezentem. Oboje razem z pluszatym
zwierzakiem zadecydowali że fajnie będzie iść zobaczyć co dzieje się na scenie. Zajęli miejsca z
boku tłumu taka by nie rzucać się w oczy ale dobrze widzieć. Okazało się że są to występy
zespołów które grały regionalną muzykę. Niektórzy mieli nawet całkiem niezłe brzmienie, na
pewno wystarczająco dobre aby McCartney rwał się do tańca. Kiedy wreszcie na scenie zrobiło się
pusto i zaczęła się przerwa miedzy kolejną częścią zaplanowaną w programie mężczyzna
zaproponował wycieczkę po domu strachów.
- No nie wiem... mam lekkiego stracha. - Powiedziała dziewczyna.
- Nie bój się, jak coś zawsze możesz mnie trzymać za rękę, będzie super.
Julia nadal nie do końca przekonana była co do tego pomysłu ale nie chciała robić Paulowi
przykrości więc zgodziła się. Szli kawałek za wszystkimi innymi zwiedzającymi, bardzo czujnie
uważając na wszystko co wydawało im się podejrzane. W pewnym momencie Macca zatrzymał się
i kiwnął głową do Julii mówiąc żeby poszła za nim. Stanęli w jakimś rogu w którym wisiało
pełno szmat i łańcuchy. Dziewczyna patrzała na niego pytająco a on po prostu stał i się uśmiechał. Podszedł do niej powoli, patrząc jej w oczy. Czy tylko jej się zdawało, czy właśnie miał zamiar ją pocałować? Nie nie zdawało jej się, był coraz bliżej, jeszcze trochę i... w tym momencie spomiędzy szmat wyskoczył bujający się szkielet, któremu towarzyszyły przerażające zawodzenia. Julia w jednej chwili wtuliła się w mężczyznę zamykając ze strachu oczy i nie zamierzała go puścić do puki nie znajdą się na zewnątrz.
- Paul, zabierz mnie stąd! - była nieźle wystraszona. McCartneya z kolei lekko bawiło to całe to
wydarzenie, bynajmniej nie z powodu tego manekina. Reakcja dziewczyny sprawiła, że było mu
przyjemnie z wiedzą, że czuje się ona przy nim bezpiecznie.
- Dobra wychodzimy, to rzeczywiście było mało zabawne. - zwrócił się teraz w kierunku
dyndającego na sznurku trupa - Sorry ale mi się nie przeszkadza a poza tym nie nauczyli cię kolego,
że kobiet straszyć nie wypada. - Po czym lekko przestawił manekinowi szczękę i szybko, wciąż
trzymając przestraszoną Julię za rękę, udał się do wyjścia.
wtorek, 12 sierpnia 2014
Love is Strange [V]
- Gdzie ty się szlajasz? Miałaś być z powrotem o dwudziestej pierwszej. Gdzie jesteś? - Jej mama
była wyraźnie wkurzona.
- Jestem na plaży - było to pierwsze miejsce jakie przyszło jej na myśl – obiecuje, że będę w ciągu
dwudziestu minut. Poznałam fajnego chłopaka i dobrze nam się rozmawia.
- Oo to zaproś go do nas. Przecież możecie posiedzieć tutaj.
- Nie mamo. On jest bardzo nieśmiały. - No co innego miała powiedzieć.
- Jejku, przekonaj go. Przyprowadź go do mnie, muszę zrobić mu mój test na idealnego zięcia. -
Mama nie dawała za wygraną
- Mamo mogę ci powiedzieć że on jest idealny pod każdym względem. Poza tym to tylko
przyjaciel, nic więcej. Może odważy się przyjść następnym razem. - Paul słyszał całą rozmowę
siedząc w salonie i kiedy Julia tak go wychwalała robiło mu się strasznie miło. Ta dziewczyna
naprawdę go lubiła i to nawet bardzo. A i on czuł się w jej towarzystwie bardzo dobrze, zapominał
przy niej o wszystkich złych rzeczach jakie wydarzyły się w jego życiu. Dało się zauważyć że
pomiędzy nimi tworzy się jakieś uczucie a McCartney nie zamierzał przeszkadzać mu się rozwijać.
Bo niby dlaczego nie miał by być znów szczęśliwy? Postanowił że musi zawalczyć o swoje
szczęście i wykorzystać szansę, którą dostał od losu. Zwłaszcza, że jej osoba naprawdę nieźle
zawróciła mu w głowie i musiał to przyznać, w sercu także Dlatego też chciał aby to „nic więcej”
przerodziło się w „coś więcej”. Kiedy tylko weszła do pokoju od razu z entuzjazmem zaczął pytać
o jej mamę. Julia opowiedziała mu, że jej mama ogólnie jest w porządku, można się z nią
pośmiać i pogadać. Jeśli jednak chodzi o przyjaciół i o to z kim się spotyka jest bardzo specyficzna
i wszystkich musi poznać, dopiero wtedy jest o nią spokojna. Ani się spostrzegli a dwadzieścia
minut minęło i dziewczyna zaczęła zbierać się do wyjścia. Macca jak na gentlemana przystało
odprowadził ją do drzwi.
- Dzięki za miły wieczór. - Uśmiechnęła się do niego.
- To ja ci dziękuję. Musimy to powtórzyć.
- O tak, z pewnością. Ale puki co to papa.
- Cześć. - powiedział do stojącej już w otwartych drzwiach Julii. „Jak nie teraz to kiedy?”
pomyślał – Poczekaj.
Spojrzała na niego, a on bez żadnego wahania złożył pocałunek na jej ustach. Tym razem jednak
było to w pełni świadome i zaplanowane. Jako, że stali praktycznie na korytarzu nie mogło to trwać
zbyt długo, tylko tyle aby było to coś znaczącego.
- Czy teraz możesz już stwierdzić, że się całowaliśmy? - Wyszczerzył się w uśmiechu Paul
- Ja...to znaczy tak, z pewnością. - Julia była całkowicie zaskoczona tym co zrobił, nie
spodziewała się takiego przyjemnego zakończenia spotkania.
- To dobrze, bo ja też. Ej a co byś powiedziała na małą wycieczkę do miasta? Jutro, powiedzmy o
szesnastej? Znudził mi się już ten bar no a w końcu to Majorka, na pewno mają tu masę ciekawych
miejsc.
- No jasne, że tak. Na pewno będzie świetnie. Już nie mogę się doczekać. W takim razie spotkamy
się przed hotelem. Przepraszam ale teraz naprawdę muszę już iść, nie chcę denerwować mojej
mamy. To do jutra.
Julia ledwo zamknęła za sobą drzwi a od progu czekała mama z pretensjami.
- Czy ty wiesz która jest godzina? Nie tak się umawiałyśmy, nie raczyłaś nawet zadzwonić a ja
siedzę i się martwię. Dziecko jesteśmy na Majorce, wiesz ilu niebezpiecznych ludzi się tu kręci i
czyha na takie młode turystki jak ty?! Cała masa gwałcicieli, porywaczy, nożowników i innych
zboczeńców. Naprawdę powinnaś bardziej się tym przejmować. - Mama Julii była bardzo
zdenerwowana ale widząc minę córki mówiącą „Mamo proszę, odpuść choć ten raz” wielkodusznie
postanowiła, że da jej jeszcze jedną szansę.
- No dobrze, niech ci będzie ale jeśli zdarzy ci się to jeszcze raz to nie wpuszczę cię do pokoju i nie
wiem gdzie będziesz spać. Teraz lepiej opowiedz mi o tym chłopaku. No wiesz, jestem ciekawa bo
nigdy nie zdarzyło ci się zasiedzieć gdzieś z powodu faceta. Powinnam się cieszyć że wreszcie się
coś zmieniło. - Teraz z kolei kobieta była bardzo podekscytowana i z niecierpliwością oczekiwała
odpowiedzi jakiej udzieli jej córka.
- To tylko przyjaciel, znamy się zaledwie parę dni. Na razie nie wiem czy będzie z tego coś
poważniejszego. - próbowała spławić swoją mamę, lecz taka odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała.
- No weź no, powiedz chociaż jak wygląda, czy jest miły i dobrze wychowany i ile ma lat? No to
chyba już wiesz. A może orientujesz się już ile zarabia, jeśli w ogóle zarabia? - Kobieta nie zamierzała się poddać, jeśli idzie o znajomych z jakimi spotyka się jej córka, nie odpuszczała dopóki nie dowiedziała się wszystkiego co ją interesuje.
- No a jak niby ma wyglądać? Wygląda jak człowiek i muszę przyznać, że jest zabójczo przystojny.
Milszego i lepiej wychowanego faceta nigdy nie widziałam. Jest starszy ode mnie ale mimo to
mamy wspólne tematy i zainteresowania a do tego dogadujemy się w pół słowa... i nie nie wiem ile
zarabia, nie pytałam go o to bo mnie to nie interesuje. Nie spotykam się i nie rozmawiam z jego
pieniędzmi tylko z nim. Teraz gdy odpowiedziałam na wszystkie nurtujące cię pytania pozwolisz że
oddalę się do swojego pokoju w celu odpoczynku – dziewczyna starała się cierpliwie odpowiadać
na każde pytanie matki, z doświadczenia wiedziała, że im szybciej się z tym upora tym szybciej
dobrnie do końca przesłuchania.
- No ale ja go chcę zobaczyć, nie będziesz mi się z nim spotykać jak nie wiem kto to, jak się
nazywa i tak dalej – nagle zamilkła, zrobiła wielkie oczy, znów się zacznie, no oczywiście - jeszcze
cie porwie albo zgwałci i tyle!
- Według twoich teorii droga mamo, już jakieś 32 razy dopadł mnie nożownik, 86 razy spotkałam
pedofila, 3 razy mnie porwali... zapomniałam o czymś? - Julii coraz trudniej było utrzymać
spokój – Bez mojego adwokata nie odpowiadam na więcej pytań. Przesłuchanie dobiegło końca.
Poszła do swojego pokoju, włączyła pierwszy lepszy album na odtwarzaczu, założyła słuchawki na
uczy i położyła się na łóżku. Myślami odpłynęła w kierunku dzisiejszego spotkania. Każda jego
chwila była niesamowita i jeszcze ten pocałunek na pożegnanie. Nie przypuszczała nawet, że Paul
tak szybko zacznie się poddawać. Ale to dobrze, znaczyło to że ona nie jest mu obojętna. A do tego
sam zaproponował to wyjście na miasto, to musiało coś znaczyć.
McCartney nie mógł doczekać się na jutrzejszy wypad. Zaplanował to aby mógł ją zabrać gdzieś z
dala od hotelu i co ważniejsze jej rodziców. Wtedy nie będą musieli się tak pilnować że ktoś
zobaczy ich razem i tak dalej. Próbując zasnąć, odliczał godziny kiedy wreszcie się spotkają.
była wyraźnie wkurzona.
- Jestem na plaży - było to pierwsze miejsce jakie przyszło jej na myśl – obiecuje, że będę w ciągu
dwudziestu minut. Poznałam fajnego chłopaka i dobrze nam się rozmawia.
- Oo to zaproś go do nas. Przecież możecie posiedzieć tutaj.
- Nie mamo. On jest bardzo nieśmiały. - No co innego miała powiedzieć.
- Jejku, przekonaj go. Przyprowadź go do mnie, muszę zrobić mu mój test na idealnego zięcia. -
Mama nie dawała za wygraną
- Mamo mogę ci powiedzieć że on jest idealny pod każdym względem. Poza tym to tylko
przyjaciel, nic więcej. Może odważy się przyjść następnym razem. - Paul słyszał całą rozmowę
siedząc w salonie i kiedy Julia tak go wychwalała robiło mu się strasznie miło. Ta dziewczyna
naprawdę go lubiła i to nawet bardzo. A i on czuł się w jej towarzystwie bardzo dobrze, zapominał
przy niej o wszystkich złych rzeczach jakie wydarzyły się w jego życiu. Dało się zauważyć że
pomiędzy nimi tworzy się jakieś uczucie a McCartney nie zamierzał przeszkadzać mu się rozwijać.
Bo niby dlaczego nie miał by być znów szczęśliwy? Postanowił że musi zawalczyć o swoje
szczęście i wykorzystać szansę, którą dostał od losu. Zwłaszcza, że jej osoba naprawdę nieźle
zawróciła mu w głowie i musiał to przyznać, w sercu także Dlatego też chciał aby to „nic więcej”
przerodziło się w „coś więcej”. Kiedy tylko weszła do pokoju od razu z entuzjazmem zaczął pytać
o jej mamę. Julia opowiedziała mu, że jej mama ogólnie jest w porządku, można się z nią
pośmiać i pogadać. Jeśli jednak chodzi o przyjaciół i o to z kim się spotyka jest bardzo specyficzna
i wszystkich musi poznać, dopiero wtedy jest o nią spokojna. Ani się spostrzegli a dwadzieścia
minut minęło i dziewczyna zaczęła zbierać się do wyjścia. Macca jak na gentlemana przystało
odprowadził ją do drzwi.
- Dzięki za miły wieczór. - Uśmiechnęła się do niego.
- To ja ci dziękuję. Musimy to powtórzyć.
- O tak, z pewnością. Ale puki co to papa.
- Cześć. - powiedział do stojącej już w otwartych drzwiach Julii. „Jak nie teraz to kiedy?”
pomyślał – Poczekaj.
Spojrzała na niego, a on bez żadnego wahania złożył pocałunek na jej ustach. Tym razem jednak
było to w pełni świadome i zaplanowane. Jako, że stali praktycznie na korytarzu nie mogło to trwać
zbyt długo, tylko tyle aby było to coś znaczącego.
- Czy teraz możesz już stwierdzić, że się całowaliśmy? - Wyszczerzył się w uśmiechu Paul
- Ja...to znaczy tak, z pewnością. - Julia była całkowicie zaskoczona tym co zrobił, nie
spodziewała się takiego przyjemnego zakończenia spotkania.
- To dobrze, bo ja też. Ej a co byś powiedziała na małą wycieczkę do miasta? Jutro, powiedzmy o
szesnastej? Znudził mi się już ten bar no a w końcu to Majorka, na pewno mają tu masę ciekawych
miejsc.
- No jasne, że tak. Na pewno będzie świetnie. Już nie mogę się doczekać. W takim razie spotkamy
się przed hotelem. Przepraszam ale teraz naprawdę muszę już iść, nie chcę denerwować mojej
mamy. To do jutra.
Julia ledwo zamknęła za sobą drzwi a od progu czekała mama z pretensjami.
- Czy ty wiesz która jest godzina? Nie tak się umawiałyśmy, nie raczyłaś nawet zadzwonić a ja
siedzę i się martwię. Dziecko jesteśmy na Majorce, wiesz ilu niebezpiecznych ludzi się tu kręci i
czyha na takie młode turystki jak ty?! Cała masa gwałcicieli, porywaczy, nożowników i innych
zboczeńców. Naprawdę powinnaś bardziej się tym przejmować. - Mama Julii była bardzo
zdenerwowana ale widząc minę córki mówiącą „Mamo proszę, odpuść choć ten raz” wielkodusznie
postanowiła, że da jej jeszcze jedną szansę.
- No dobrze, niech ci będzie ale jeśli zdarzy ci się to jeszcze raz to nie wpuszczę cię do pokoju i nie
wiem gdzie będziesz spać. Teraz lepiej opowiedz mi o tym chłopaku. No wiesz, jestem ciekawa bo
nigdy nie zdarzyło ci się zasiedzieć gdzieś z powodu faceta. Powinnam się cieszyć że wreszcie się
coś zmieniło. - Teraz z kolei kobieta była bardzo podekscytowana i z niecierpliwością oczekiwała
odpowiedzi jakiej udzieli jej córka.
- To tylko przyjaciel, znamy się zaledwie parę dni. Na razie nie wiem czy będzie z tego coś
poważniejszego. - próbowała spławić swoją mamę, lecz taka odpowiedź jej nie usatysfakcjonowała.
- No weź no, powiedz chociaż jak wygląda, czy jest miły i dobrze wychowany i ile ma lat? No to
chyba już wiesz. A może orientujesz się już ile zarabia, jeśli w ogóle zarabia? - Kobieta nie zamierzała się poddać, jeśli idzie o znajomych z jakimi spotyka się jej córka, nie odpuszczała dopóki nie dowiedziała się wszystkiego co ją interesuje.
- No a jak niby ma wyglądać? Wygląda jak człowiek i muszę przyznać, że jest zabójczo przystojny.
Milszego i lepiej wychowanego faceta nigdy nie widziałam. Jest starszy ode mnie ale mimo to
mamy wspólne tematy i zainteresowania a do tego dogadujemy się w pół słowa... i nie nie wiem ile
zarabia, nie pytałam go o to bo mnie to nie interesuje. Nie spotykam się i nie rozmawiam z jego
pieniędzmi tylko z nim. Teraz gdy odpowiedziałam na wszystkie nurtujące cię pytania pozwolisz że
oddalę się do swojego pokoju w celu odpoczynku – dziewczyna starała się cierpliwie odpowiadać
na każde pytanie matki, z doświadczenia wiedziała, że im szybciej się z tym upora tym szybciej
dobrnie do końca przesłuchania.
- No ale ja go chcę zobaczyć, nie będziesz mi się z nim spotykać jak nie wiem kto to, jak się
nazywa i tak dalej – nagle zamilkła, zrobiła wielkie oczy, znów się zacznie, no oczywiście - jeszcze
cie porwie albo zgwałci i tyle!
- Według twoich teorii droga mamo, już jakieś 32 razy dopadł mnie nożownik, 86 razy spotkałam
pedofila, 3 razy mnie porwali... zapomniałam o czymś? - Julii coraz trudniej było utrzymać
spokój – Bez mojego adwokata nie odpowiadam na więcej pytań. Przesłuchanie dobiegło końca.
Poszła do swojego pokoju, włączyła pierwszy lepszy album na odtwarzaczu, założyła słuchawki na
uczy i położyła się na łóżku. Myślami odpłynęła w kierunku dzisiejszego spotkania. Każda jego
chwila była niesamowita i jeszcze ten pocałunek na pożegnanie. Nie przypuszczała nawet, że Paul
tak szybko zacznie się poddawać. Ale to dobrze, znaczyło to że ona nie jest mu obojętna. A do tego
sam zaproponował to wyjście na miasto, to musiało coś znaczyć.
McCartney nie mógł doczekać się na jutrzejszy wypad. Zaplanował to aby mógł ją zabrać gdzieś z
dala od hotelu i co ważniejsze jej rodziców. Wtedy nie będą musieli się tak pilnować że ktoś
zobaczy ich razem i tak dalej. Próbując zasnąć, odliczał godziny kiedy wreszcie się spotkają.
poniedziałek, 11 sierpnia 2014
Love Is Strange [IV]
Muzyk poprosił Julię aby usiadła na kanapie, przyniósł po piwie i paczce żelek które akurat
leżały na wierzchu, puścił płytę i usiadł koło niej tak jakby w pokoju nie było innych wolnych
siedzeń. Oczywiście musiał usiąść w ten charakterystyczny dla siebie, męski sposób, prezentując
całemu światu swoje uda. Kiedy dziewczyna się zorientowała przyciągały one całą jej uwagę i momentalnie ciężko było skupić jej się na słuchaniu piosenek. Próbowała nawet zamknąć oczy aby móc ogarnąć umysł ale na nic się to nie zdało bo wiedziała, że on tam jest. Nie minęła nawet pierwsza piosenka gdy udając, że odstawia butelkę po piwie na stół, przypadkiem położyła rękę na jego udzie. Jednak kiedy tylko spostrzegła że Paul się na nią patrzy, od razu zaczęła się wycofywać. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu mężczyzna położył swoją dłoń na wciąż znajdującej się na jego udzie jej dłoni i patrząc na nią uśmiechnął się ciepło, tak jakby chciał jej przekazać że wcale mu to nie przeszkadza. Tak naprawdę bardzo mu się to podobało, wiedział, że ona to wie ale mimo to głupio było mu powiedzieć to głośno. Więc siedzieli tak aż ucichły dźwięki ostatniej piosenki. W tym momencie oboje już wiedzieli, że coś między nimi zaiskrzyło i pytanie tylko czy pozwolą się
temu dalej rozwijać?
- I co myślisz o tych piosenkach? Spodobają się ludziom, da się ich słuchać? - zapytał Paul
- Żartujesz, są świetne. Jak wszystkie twoje piosenki, po prostu masz taki talent że za co się nie
weźmiesz musi to kończyć się sukcesem.
- Dzięki, cóż więcej mogę powiedzieć. - przekładał nerwowo butelkę z piwem z ręki do ręki –
słuchaj, pamiętasz co powiedziałaś mi wczoraj na tej plaży, po tym jak...no wiesz... całowaliśmy
się. - był zdenerwowany ale chciał znać jej odpowiedź. Nawet przed sobą nie potrafił już udawać,
że nic do niej nie czuje.
- Pocałunkiem trudno to nazwać, to znaczy wiesz nie jestem pewna bo zbyt krótko trwało żebym
mogła stwierdzić – zaśmiała się dziewczyna – ale tak. Pamiętam co ci powiedziałam.
- No ale nie rozumiem dlaczego akurat ja. To znaczy wiem już, że jestem dla ciebie genialnym
artystą, człowiekiem i tą całą resztę którą wczoraj mi powiedziałaś. Ale dlaczego ci się podobam...
tego nie rozumiem. Przecież nie jestem ani młody, ani przystojny, co takiego możesz we mnie
widzieć?
- Ale kto powiedział, że podobać mogą się wyłącznie młodzi? Jesteś świetnym facetem, i wybacz
ale nie zgodzę się z tym co powiedziałeś, jesteś przystojny i to cholernie. Jesteś też zabawny, miły,
dobrze wychowany, traktujesz kobiety z szacunkiem i nie zachowujesz się jak ci dzisiejsi faceci.
Uwierz mi, że jako idealnemu mężczyźnie nic a nic ci nie brakuje. Więc jednym słowem widzę w
tobie najprościej mówiąc seksiaka. - rozmawiali tak jeszcze z kilka minut aż wreszcie Paul zobaczył
jak bardzo jej na nim zależy i że gdy mówiła że go kocha, mówiła prawdę. Przez wcześniejsze
doświadczenia wolał być ostrożny jeśli idzie o to gdzie lokuje swoje uczucia.
- Przepraszam cię na chwilę, zdaje się, że mam telefon. - zniknął na kilka minut za drzwiami
sypialni a gdy wrócił nie odezwał się ani słowem, po prostu opadł na kanapę i patrzał przed siebie.
- Co się stało? - zapytała przejęta jego wyglądem Julia – Oczywiście jeśli chcesz powiedzieć,
jeśli to z siebie wyrzucisz, będzie ci lżej.
- Wszystko upadło. Cała firma, wszystkie inwestycje i cała reszta tego co miałem. Właśnie dzwonił
mój prawnik, rozmawiał z księgowym. Kilkanaście lat temu źle wypełniliśmy jakieś papiery i teraz
urząd wszystko zajął. Zostałem prawie z niczym. - Ukrył twarz w dłoniach
- Boże, nie wiem co powiedzieć, to że mi przykro nie wystarczy. Przecież to było twoje imperium.
Ale nie przejmuj się tak, przecież nie ważne jest to ile się ma na koncie, najważniejsze jest to kim się jest. A ty jesteś Paul McCartney, poradzisz sobie z tym, przecież nie zabrali ci twojego talentu. Poza tym masz wokół siebie pełno kochających cię ludzi którzy cię wesprą kiedy tylko będziesz tego potrzebował.
Dziewczyna nie bardzo wiedziała co ma teraz zrobić więc postanowiła że najlepszym wyjściem
będzie gdy po prostu go przytuli i pokaże, że ma w niej oparcie nie ważne co by się nie działo. Tak
też zrobiła. Delikatnie objęła go i położyła mu głowę na ramieniu.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Masz po prostu mniej pieniędzy, to wcale nie jest takie
straszne a przecież nadal jesteś tym genialnym sobą którego uwielbiam całym sercem - powiedziała
a wtedy McCartney spojrzał na nią wzrokiem którego nigdy nie widziała na żadnym z wywiadów
czy zdjęć. Był o to spojrzenie pokazujące jego najskrytsze emocje i uczucia.
- Tak, na pewno musi być dobrze. Powinienem ci się do czegoś przyznać. Jeśli teraz się obrazisz i
wyjdziesz zrozumiem. Ale musiałem to zrobić żeby sprawdzić jak zareagujesz. Rozumiesz
przeszłość mnie do tego zmusza.
- Mów, i przestań trzymać mnie w niepewności.
- Nikt nie dzwonił. Musiałem sprawdzić jak zareagujesz gdyby okazało się, że nagle nie mam
swojego majątku. To znaczy, nie wiem jak potoczy się dalej nasza znajomość i co może z niej
wyniknąć ale przyjaciołom też trzeba ufać. Nie chciałem cię tym urazić ale nie chcę znów cierpieć
gdybym dokonał złego wyboru. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz i nie gniewasz się na mnie. -
powiedział patrząc na dziewczynę.
- W porządku, nie gniewam się, rozumiem dlaczego to zrobiłeś. Na twoim miejscu postąpiła bym
dokładnie tak samo. - zorientowała się że teraz i on ją objął – to znaczy że już nie potrzebujesz
pocieszenia i mogę przestać cie przytulać?
- Pocieszenia nie potrzebuję, ale wcale nie chcę żebyś przestała. - uśmiechnął się do niej i siedzieli
tak przez kilka następnych chwil. Nagle do Julii zadzwonił telefon
- Jezu, już dwudziesta pierwsza. Przepraszam cie na moment - dziewczyna wstała i poszła na bok
odebrać. Było jasne że dzwoni jej mama z pretensjami. Zasiedziała się i nie dostrzegła, że od kilku
minut powinna być w domu.
leżały na wierzchu, puścił płytę i usiadł koło niej tak jakby w pokoju nie było innych wolnych
siedzeń. Oczywiście musiał usiąść w ten charakterystyczny dla siebie, męski sposób, prezentując
całemu światu swoje uda. Kiedy dziewczyna się zorientowała przyciągały one całą jej uwagę i momentalnie ciężko było skupić jej się na słuchaniu piosenek. Próbowała nawet zamknąć oczy aby móc ogarnąć umysł ale na nic się to nie zdało bo wiedziała, że on tam jest. Nie minęła nawet pierwsza piosenka gdy udając, że odstawia butelkę po piwie na stół, przypadkiem położyła rękę na jego udzie. Jednak kiedy tylko spostrzegła że Paul się na nią patrzy, od razu zaczęła się wycofywać. Ku jej wielkiemu zaskoczeniu mężczyzna położył swoją dłoń na wciąż znajdującej się na jego udzie jej dłoni i patrząc na nią uśmiechnął się ciepło, tak jakby chciał jej przekazać że wcale mu to nie przeszkadza. Tak naprawdę bardzo mu się to podobało, wiedział, że ona to wie ale mimo to głupio było mu powiedzieć to głośno. Więc siedzieli tak aż ucichły dźwięki ostatniej piosenki. W tym momencie oboje już wiedzieli, że coś między nimi zaiskrzyło i pytanie tylko czy pozwolą się
temu dalej rozwijać?
- I co myślisz o tych piosenkach? Spodobają się ludziom, da się ich słuchać? - zapytał Paul
- Żartujesz, są świetne. Jak wszystkie twoje piosenki, po prostu masz taki talent że za co się nie
weźmiesz musi to kończyć się sukcesem.
- Dzięki, cóż więcej mogę powiedzieć. - przekładał nerwowo butelkę z piwem z ręki do ręki –
słuchaj, pamiętasz co powiedziałaś mi wczoraj na tej plaży, po tym jak...no wiesz... całowaliśmy
się. - był zdenerwowany ale chciał znać jej odpowiedź. Nawet przed sobą nie potrafił już udawać,
że nic do niej nie czuje.
- Pocałunkiem trudno to nazwać, to znaczy wiesz nie jestem pewna bo zbyt krótko trwało żebym
mogła stwierdzić – zaśmiała się dziewczyna – ale tak. Pamiętam co ci powiedziałam.
- No ale nie rozumiem dlaczego akurat ja. To znaczy wiem już, że jestem dla ciebie genialnym
artystą, człowiekiem i tą całą resztę którą wczoraj mi powiedziałaś. Ale dlaczego ci się podobam...
tego nie rozumiem. Przecież nie jestem ani młody, ani przystojny, co takiego możesz we mnie
widzieć?
- Ale kto powiedział, że podobać mogą się wyłącznie młodzi? Jesteś świetnym facetem, i wybacz
ale nie zgodzę się z tym co powiedziałeś, jesteś przystojny i to cholernie. Jesteś też zabawny, miły,
dobrze wychowany, traktujesz kobiety z szacunkiem i nie zachowujesz się jak ci dzisiejsi faceci.
Uwierz mi, że jako idealnemu mężczyźnie nic a nic ci nie brakuje. Więc jednym słowem widzę w
tobie najprościej mówiąc seksiaka. - rozmawiali tak jeszcze z kilka minut aż wreszcie Paul zobaczył
jak bardzo jej na nim zależy i że gdy mówiła że go kocha, mówiła prawdę. Przez wcześniejsze
doświadczenia wolał być ostrożny jeśli idzie o to gdzie lokuje swoje uczucia.
- Przepraszam cię na chwilę, zdaje się, że mam telefon. - zniknął na kilka minut za drzwiami
sypialni a gdy wrócił nie odezwał się ani słowem, po prostu opadł na kanapę i patrzał przed siebie.
- Co się stało? - zapytała przejęta jego wyglądem Julia – Oczywiście jeśli chcesz powiedzieć,
jeśli to z siebie wyrzucisz, będzie ci lżej.
- Wszystko upadło. Cała firma, wszystkie inwestycje i cała reszta tego co miałem. Właśnie dzwonił
mój prawnik, rozmawiał z księgowym. Kilkanaście lat temu źle wypełniliśmy jakieś papiery i teraz
urząd wszystko zajął. Zostałem prawie z niczym. - Ukrył twarz w dłoniach
- Boże, nie wiem co powiedzieć, to że mi przykro nie wystarczy. Przecież to było twoje imperium.
Ale nie przejmuj się tak, przecież nie ważne jest to ile się ma na koncie, najważniejsze jest to kim się jest. A ty jesteś Paul McCartney, poradzisz sobie z tym, przecież nie zabrali ci twojego talentu. Poza tym masz wokół siebie pełno kochających cię ludzi którzy cię wesprą kiedy tylko będziesz tego potrzebował.
Dziewczyna nie bardzo wiedziała co ma teraz zrobić więc postanowiła że najlepszym wyjściem
będzie gdy po prostu go przytuli i pokaże, że ma w niej oparcie nie ważne co by się nie działo. Tak
też zrobiła. Delikatnie objęła go i położyła mu głowę na ramieniu.
- Nie martw się, wszystko będzie dobrze. Masz po prostu mniej pieniędzy, to wcale nie jest takie
straszne a przecież nadal jesteś tym genialnym sobą którego uwielbiam całym sercem - powiedziała
a wtedy McCartney spojrzał na nią wzrokiem którego nigdy nie widziała na żadnym z wywiadów
czy zdjęć. Był o to spojrzenie pokazujące jego najskrytsze emocje i uczucia.
- Tak, na pewno musi być dobrze. Powinienem ci się do czegoś przyznać. Jeśli teraz się obrazisz i
wyjdziesz zrozumiem. Ale musiałem to zrobić żeby sprawdzić jak zareagujesz. Rozumiesz
przeszłość mnie do tego zmusza.
- Mów, i przestań trzymać mnie w niepewności.
- Nikt nie dzwonił. Musiałem sprawdzić jak zareagujesz gdyby okazało się, że nagle nie mam
swojego majątku. To znaczy, nie wiem jak potoczy się dalej nasza znajomość i co może z niej
wyniknąć ale przyjaciołom też trzeba ufać. Nie chciałem cię tym urazić ale nie chcę znów cierpieć
gdybym dokonał złego wyboru. Mam nadzieję, że mnie rozumiesz i nie gniewasz się na mnie. -
powiedział patrząc na dziewczynę.
- W porządku, nie gniewam się, rozumiem dlaczego to zrobiłeś. Na twoim miejscu postąpiła bym
dokładnie tak samo. - zorientowała się że teraz i on ją objął – to znaczy że już nie potrzebujesz
pocieszenia i mogę przestać cie przytulać?
- Pocieszenia nie potrzebuję, ale wcale nie chcę żebyś przestała. - uśmiechnął się do niej i siedzieli
tak przez kilka następnych chwil. Nagle do Julii zadzwonił telefon
- Jezu, już dwudziesta pierwsza. Przepraszam cie na moment - dziewczyna wstała i poszła na bok
odebrać. Było jasne że dzwoni jej mama z pretensjami. Zasiedziała się i nie dostrzegła, że od kilku
minut powinna być w domu.
sobota, 9 sierpnia 2014
Love Is Strange [III]
Kiedy wróciła zamieniła z mamą jeszcze tylko kilka słów. Kobieta dopytywała ją co takiego się
stało, że ma taki świetny humor, Julia zbyła ją odpowiedzią, że to tak po prostu przez pogodę i to miejsce. Następnie poszła do swojej sypialni, posiedziała parę chwil na komputerze i postanowiła, że czas spać. Jednak tej nocy sen nie chciał nadejść. Kiedy tylko zamykała oczy przenosiła się do tej niesamowitej chwili na plaży. Nie dawało jej to spokoju do tego stopnia, że postanowiła iż musi spotkać się z nim i porozmawiać. Tylko gdzie ma go szukać? Jedyne co przyszło jej do głowy to bar, nie zaszkodzi spróbować, może akurat tam będzie. Nie miała nic do stracenia, mogła tylko zyskać. Jutro o tej samej porze co dziś, pójdzie tam i wtedy okaże się czy miała rację. Dopiero ta perspektywa pozwoliła jej zasnąć choć na kilka godzin.
McCartney również miał ten sam problem, przewracał się z boku na bok przez całą noc. Cały
czas męczyło go to co wydarzyło się na tej plaży. Dlaczego to zrobił? Może zbyt dużo wypił, wtedy
człowiek robi różne głupoty. Chociaż nie mógł zaprzeczyć, że ta dziewczyna totalnie wpadła mu w
oko. Mimo to... wcale go to nie usprawiedliwia. No ale przecież potem ona powiedziała, że go
kocha. A on? On spanikował, nie wiedział co powiedzieć i po prostu uciekł. Przecież ciągle słyszy
od fanek takie wyznania, dlaczego tym razem zareagował tak dziwnie? Czyżby to uczucie którego
nie umiał nazwać oznaczało, że i on coś do niej czuje? Nie to było niemożliwe, nie mógł ot tak po
prostu się zakochać. Jednak kiedy myślał o tym co wydarzyło się pod gwiazdami czuł ogarniające
go uczucie ciepła i spokój. Mimo to powinien iść i przeprosić ją za swoje zachowanie i
wytłumaczyć się. Na pewno będzie w tym barze. Jutro z samego wieczora pójdzie i wszystko
załatwi.
Gdy tylko nastała właściwa pora oboje opuścili swoje pokoje i udali się do baru. Kiedy Julia
przybyła na miejsce McCartney siedział już przy tym samym stoliku co zawsze. Zobaczył, że
dziewczyna weszła do lokalu więc wstał, jak nakazuje dobre wychowanie, aby się z nią przywitać.
Usiadła naprzeciwko niego i czekała na to co chce jej powiedzieć, on tymczasem zwątpił we
wszystkie swoje przemyślenia Może powinien o nich zapomnieć i udawać, że nic się nie stało. Nie
tak nie można, trzeba to wyjaśnić, a przynajmniej spróbować.
- Chciałem cię przeprosić, za to co wydarzyło się wczoraj na plaży, nie powinienem był, no bo na
jakiej niby podstawie miałbym sądzić, że mogłabyś...nie ważne zresztą. Wtedy ty powiedziałaś
jeszcze... - zrobił długą przerwę popijając zimną wodę - To co ja myślę zostawię dla siebie i sam z
sobie z tym będę musiał poradzić. Ciebie jeszcze raz szczerze przepraszam jeśli cię uraziłem. -
zakończył swoją wypowiedź i oczekiwał na jej reakcję, nie wiedząc czemu lekko
poddenerwowany.
- Faktycznie to było dość zaskakujące ale bynajmniej, wcale mnie nie uraziłeś, wręcz przeciwnie,
było bardzo przyjemnie. Więc przestań się tym martwić i lepiej zaproponuj coś ciekawego. -
Julia widziała jakim wzrokiem na nią patrzał, tak jakby właśnie taką odpowiedź chciał usłyszeć.
- Naprawdę mi ulżyło skoro się na mnie nie gniewasz. - niby jak miała się gniewać, ten facet był jej
marzeniem, i zdawało się, że to marzenie też coś do niej czuje choć jeszcze się z tym kryje. - Co ja
mogę ci zaproponować, o wiem. Właśnie szukam kogoś kto przesłuchałby moje nowe utwory,
zawsze szukam kogoś spoza muzycznego biznesu, no wiesz świeże spojrzenie i te sprawy.
Dziewczyna zgodziła się bez zastanowienia. McCartney powiedział, że płytkę ma w hotelu w
którym się zatrzymał więc jeśli Julia nie ma nic przeciwko przesłuchali by ją tam. Przez całą
drogę była tak podekscytowana a do tego Paul opowiadający śmieszne anegdoty żeby wędrówka
nie była nudna sprawiały że uśmiech nie schodził jej z twarzy. Kiedy doszli na miejsce okazało się,
że zatrzymali się w tym samym hotelu a nawet więcej...
- Żartujesz sobie ze mnie? - Powiedziała Julia kiedy czekała aż mężczyzna od kluczy zamek.
- Niby czemu? - Macca był lekko zdezorientowany.
- Widzisz te drzwi? Tam zatrzymałam się z rodzinką...
- Serio. Nie wierzę.
- No poważnie panie sąsiedzie.
- Ej to super się składa, teraz będziemy mogli się częściej spotykać – spojrzał na nią i dodał –
Oczywiście jeśli tylko będziesz miała ochotę.
- No pewnie, że tak. Uwielbiam te nasze spotkania, gdybym miała siedzieć z moimi rodzicami
chyba umarłabym z nudów a z tobą nigdy tak nie jest. Zawsze potrafisz mnie rozśmieszyć i w
ogóle - McCartney uśmiechnął się gdy usłyszał jej słowa, zrobiło mu się bardzo miło.
- Zapraszam do środka.
stało, że ma taki świetny humor, Julia zbyła ją odpowiedzią, że to tak po prostu przez pogodę i to miejsce. Następnie poszła do swojej sypialni, posiedziała parę chwil na komputerze i postanowiła, że czas spać. Jednak tej nocy sen nie chciał nadejść. Kiedy tylko zamykała oczy przenosiła się do tej niesamowitej chwili na plaży. Nie dawało jej to spokoju do tego stopnia, że postanowiła iż musi spotkać się z nim i porozmawiać. Tylko gdzie ma go szukać? Jedyne co przyszło jej do głowy to bar, nie zaszkodzi spróbować, może akurat tam będzie. Nie miała nic do stracenia, mogła tylko zyskać. Jutro o tej samej porze co dziś, pójdzie tam i wtedy okaże się czy miała rację. Dopiero ta perspektywa pozwoliła jej zasnąć choć na kilka godzin.
McCartney również miał ten sam problem, przewracał się z boku na bok przez całą noc. Cały
czas męczyło go to co wydarzyło się na tej plaży. Dlaczego to zrobił? Może zbyt dużo wypił, wtedy
człowiek robi różne głupoty. Chociaż nie mógł zaprzeczyć, że ta dziewczyna totalnie wpadła mu w
oko. Mimo to... wcale go to nie usprawiedliwia. No ale przecież potem ona powiedziała, że go
kocha. A on? On spanikował, nie wiedział co powiedzieć i po prostu uciekł. Przecież ciągle słyszy
od fanek takie wyznania, dlaczego tym razem zareagował tak dziwnie? Czyżby to uczucie którego
nie umiał nazwać oznaczało, że i on coś do niej czuje? Nie to było niemożliwe, nie mógł ot tak po
prostu się zakochać. Jednak kiedy myślał o tym co wydarzyło się pod gwiazdami czuł ogarniające
go uczucie ciepła i spokój. Mimo to powinien iść i przeprosić ją za swoje zachowanie i
wytłumaczyć się. Na pewno będzie w tym barze. Jutro z samego wieczora pójdzie i wszystko
załatwi.
Gdy tylko nastała właściwa pora oboje opuścili swoje pokoje i udali się do baru. Kiedy Julia
przybyła na miejsce McCartney siedział już przy tym samym stoliku co zawsze. Zobaczył, że
dziewczyna weszła do lokalu więc wstał, jak nakazuje dobre wychowanie, aby się z nią przywitać.
Usiadła naprzeciwko niego i czekała na to co chce jej powiedzieć, on tymczasem zwątpił we
wszystkie swoje przemyślenia Może powinien o nich zapomnieć i udawać, że nic się nie stało. Nie
tak nie można, trzeba to wyjaśnić, a przynajmniej spróbować.
- Chciałem cię przeprosić, za to co wydarzyło się wczoraj na plaży, nie powinienem był, no bo na
jakiej niby podstawie miałbym sądzić, że mogłabyś...nie ważne zresztą. Wtedy ty powiedziałaś
jeszcze... - zrobił długą przerwę popijając zimną wodę - To co ja myślę zostawię dla siebie i sam z
sobie z tym będę musiał poradzić. Ciebie jeszcze raz szczerze przepraszam jeśli cię uraziłem. -
zakończył swoją wypowiedź i oczekiwał na jej reakcję, nie wiedząc czemu lekko
poddenerwowany.
- Faktycznie to było dość zaskakujące ale bynajmniej, wcale mnie nie uraziłeś, wręcz przeciwnie,
było bardzo przyjemnie. Więc przestań się tym martwić i lepiej zaproponuj coś ciekawego. -
Julia widziała jakim wzrokiem na nią patrzał, tak jakby właśnie taką odpowiedź chciał usłyszeć.
- Naprawdę mi ulżyło skoro się na mnie nie gniewasz. - niby jak miała się gniewać, ten facet był jej
marzeniem, i zdawało się, że to marzenie też coś do niej czuje choć jeszcze się z tym kryje. - Co ja
mogę ci zaproponować, o wiem. Właśnie szukam kogoś kto przesłuchałby moje nowe utwory,
zawsze szukam kogoś spoza muzycznego biznesu, no wiesz świeże spojrzenie i te sprawy.
Dziewczyna zgodziła się bez zastanowienia. McCartney powiedział, że płytkę ma w hotelu w
którym się zatrzymał więc jeśli Julia nie ma nic przeciwko przesłuchali by ją tam. Przez całą
drogę była tak podekscytowana a do tego Paul opowiadający śmieszne anegdoty żeby wędrówka
nie była nudna sprawiały że uśmiech nie schodził jej z twarzy. Kiedy doszli na miejsce okazało się,
że zatrzymali się w tym samym hotelu a nawet więcej...
- Żartujesz sobie ze mnie? - Powiedziała Julia kiedy czekała aż mężczyzna od kluczy zamek.
- Niby czemu? - Macca był lekko zdezorientowany.
- Widzisz te drzwi? Tam zatrzymałam się z rodzinką...
- Serio. Nie wierzę.
- No poważnie panie sąsiedzie.
- Ej to super się składa, teraz będziemy mogli się częściej spotykać – spojrzał na nią i dodał –
Oczywiście jeśli tylko będziesz miała ochotę.
- No pewnie, że tak. Uwielbiam te nasze spotkania, gdybym miała siedzieć z moimi rodzicami
chyba umarłabym z nudów a z tobą nigdy tak nie jest. Zawsze potrafisz mnie rozśmieszyć i w
ogóle - McCartney uśmiechnął się gdy usłyszał jej słowa, zrobiło mu się bardzo miło.
- Zapraszam do środka.
Love Is Strange [II]
Takim przypadkiem spotkali się również dnia drugiego. Siedzieli, rozmawiając i śmiejąc się z
tematów, które akurat się im nawinęły. Nawet nie zauważyli kiedy zaczęła rozwijać się się między
nimi jakaś więź, tak świetnie czuli się w swoim towarzystwie, zupełnie nie widoczne było to, że
pierwszy raz spotkali się zaledwie wczoraj. McCartney nieświadomie uśmiechał się kiedy na nią
spoglądał a ona co jakiś czas rzucała w jego stronę jakiś komplement. Kiedy nadszedł czas
pożegnania Paul spontanicznie cmoknął ją w policzek. Julia puściła mu oko i rozeszli się w
swoje strony. Ona do hotelu, gdyż zbliżała się dwudziesta pierwsza a on, w zasadzie nie wiadomo...
Następnego dnia Julia z rodzicami od samego rana chodziła po nudnych muzeach i wystawach.
Tak jakby wyspa nie miała do zaoferowania wspaniałych plaż czy innych ciekawych miejsc. Oni
oczywiście musieli iść w najnudniejsze z najnudniejszych. Każdy eksponat,wyglądał dokładnie tak samo, przypominał zupełnie nic. Dlatego też Julii ulżyło gdy usłyszała, że wracają już do hotelu. Tam przynajmniej miała komputer i kontakt z ciekawą stroną świata. Kiedy i to jej się znudziło stwierdziła, że skoczy do tamtego baru, w którym wczoraj i przedwczoraj spotkała Pauliego. Wiedziała, że to mało prawdopodobne, żeby był tam też dziś ale przecież nie zaszkodziło sprawdzić.
- A ty gdzie się znów wybierasz? Przecież w muzeum padałaś ze zmęczenia.
- Już mi przeszło. Poza tym znalazłam wczoraj takie fajne miejsce. Można posiedzieć i pogadać z
miłymi ludźmi. Obiecuję, że będę punktualna jak wczoraj.
- No dobrze idź ale dwudziesta pierwsza i ani minuty dłużej.
- Z dyktatorem się nie dyskutuje... - odparła w żartach dziewczyna.
- Ha ha ha bardzo śmieszne.
Weszła do lokalu i zajęła to samo miejsce co poprzednio, po czym zaczęła oglądać jakiś program,
który puszczali w telewizji. Cały czas zerkała w stronę wejścia wciąż mając nadzieję, że zobaczy w
nich McCartneya. Niecałe 10 minut później pojawił się. Rozglądał się tak jakby kogoś
szukał. Julia udawała, że go nie widzi. Ale on przyszedł dokładnie w tym samym celu co ona.
Miał nadzieję, że dziś też ją tu znajdzie i będą mogli porozmawiać. Kiedy ją zobaczył uśmiechnął
się i ruszył w kierunku jej stolika.
- Widzę, że dziś też się tu spotykamy - Zagadał udając zaskoczonego - Cześć. Co tam?
- O, cześć co za zbieg okoliczności i to już trzeci raz. Wszystko w porządku, poza tym że straszne
nudy. A u ciebie - zapytała.
-W zasadzie to tak samo ha ha ha. Całkiem przyjemna wyspa nie? Cisza spokój i ta atmosfera, że
człowiek patrzy na świat zupełnie inaczej. Tak jakby wszystko było w zasięgu jego ręki.
- Dokładnie to samo czuję. Tak jakby nie liczyło się nic innego. Po prostu żyje się
chwilą - Rozmawiali tak o drobnostkach przez jakieś pół godziny kiedy McCartney powiedział
- Zobacz chyba zaczyna się tu rozkręcać jakaś impreza. Może masz ochotę zatańczyć? Jeśli nie to
spoko, tak tylko pytam, można by rozprostować trochę nogi.
- Praktycznie to ja nie tańczę. Nie jestem w ty dobra - powiedziała dziewczyna
- Tak samo jak ja, więc zapewne poziom umiejętności mamy podobny. No chodź, będzie fajnie
obiecuję. Dopijmy to piwo i na parkiet.
- No dobra, ale to na twoją odpowiedzialność.
- Ok, ok – powiedział McCartney puszczając oko i szczerząc się w uśmiechu - Wczoraj i dziś są
najmilej spędzonymi dniami jakie ostatnio przeżyłem, wiesz, po prostu czuję taką energię,
wewnętrzny spokój i coś jeszcze ale nie bardzo wiem co, choć jest to świetne uczucie.
- W takim razie nie mogę pozwolić żebyś przeze mnie je stracił, idziemy i zatańczymy.
Muzyk szybko podłapał atmosferę panującą na parkiecie i swoim entuzjazmem zaraził Julię.
Wygłupiali się i tańczyli, każdy po swojemu, próbowali naśladować swoje układy taneczne, przez
cały czas mając dużo śmiechu. W międzyczasie wypili jeszcze po drinku. Na sam koniec DJ
zapuścił wolny kawałek i McCartneyowi zrobiło się niezręcznie.
- No przestań, przecież mieliśmy się bawić - Powiedziała do niego dziewczyna.
- No dobra - Paul objął ją w pasie a ona położyła ręce na jego ramionach i zaczęli tańczyć w rytm
muzyki. Ten taniec nie wymagał żadnych zaawansowanych umiejętności więc oboje poczuli się
pewniej. W pewnym momencie McCartney zaczął zbliżać się do dziewczyny z zamiarem
pocałowania jej. Jednak w porę opamiętał się i udał, że zrobił to w celu zapytania jej czy nie ma
ochoty się przejść bo już dość się natańczyli.
- Tak, pewnie, z wielką chęcią - odpowiedziała, po czym dodała w myślach – Ale pocałować też
mnie mogłeś.
Szli brzegiem plaży oglądając zachodzące za horyzontem słońce i rozmawiając. Artysta zapytał ją
co sądzi o jego twórczości, więc dziewczyna zaczęła mu opowiadać historię tego jak stała się jego fanką. Wspomniała o tym od jak dawna interesuje się jego muzyką i jego osobą, że jest tak
dlatego, iż Paul jest zupełnie inny niż reszta gwiazd. Ma to coś czego ona u innych nie zauważa.
Powiedziała mu też, że nie ważne jak bardzo zły dzień by miała to w chwili gdy usłyszy pierwsze
dźwięki jego piosenek lub obejrzy kilka sekund wywiadu wszystkie problemy i smutki zostają
zastąpione przez wewnętrzny spokój i radość. McCartney podziękował jej za wszystkie
komplementy i powiedział, że przyjemnie jest móc spędzić czas z taką fanką jak ona. Zawędrowali
całkiem daleko, słońce już dawno zniknęło a na niebie pokazały się gwiazdy. Na plaży nie było
żadnych ludzi, w zasadzie była to jakaś zatoczka do której przypadkiem trafili. Usiedli więc na
ciągle nagrzanym od słońca piasku patrząc w gwiazdy i wsłuchując się w delikatny szum fal
uderzających o brzeg. Było tak cicho i spokojnie. Julia nigdy nie przypuszczała że będzie miała
okazję siedzieć na plaży w środku nocy i to do tego z mężczyzną którego uważała za swój ideał.
Ponadto ten ideał był znów wolny, ale przecież nie mogła mu tak w prost powiedzieć co tak
naprawdę do niego czuje, co on by sobie wtedy pomyślał.
- Patrz tam, to chyba wielki wóz - powiedziała
- Tak, jest piękny. A tam chyba jest mały – wskazał palcem gdzieś w niebo.
- Nie widzę, gdzie dokładnie?
- O tu, popatrz... - Już drugi raz tego wieczora Paul znacząco zmniejszył odległość jaka dzieliła ich
twarze. Spojrzał na niebo z jej perspektywy. - Teraz widzisz?
Dziewczyna kiwnęła głową i spojrzała na towarzysza dzisiejszego wieczoru. Jako że on również
zrobił to samo w pewnym momencie spotkali się wzrokiem. Chwilę później, siedzieli całując się.
Żadne z nich nie wiedziało jak do tego doszło. Pocałunek nie trwał jednak długo, kilka sekund
później McCartney zaczął się tłumaczyć i przepraszać. Mówił, że nie wie co w niego wstąpiło.
- Wiesz bo właściwie jest coś co zawsze chciałam ci powiedzieć... uwielbiam cię jako artystę i w
ogóle ale jest coś jeszcze... ja najprościej na świecie cię kocham - Teraz mogła się do tego przyznać, skoro on ją pocałował to ona też mogła zrobić coś niespodziewanego.
- CO?! Ale... ale jak to? Ja chyba, chyba muszę już iść. Wybacz ale zapomniałem o czymś ważnym.
Dozobaczenia - rzekł wyglądający na totalnie zszokowanego Paul. Wstał i szybkim krokiem oddalił się w kierunku z którego przyszli. Julia obserwowała jak odchodzi ciągle przypominając sobie te kilka chwil. To było tak wspaniałe i tak nieprawdopodobne... Zerknęła na zegarek, miała pięć minut aby dojść do hotelu, wysłała więc SMS do mamy z informacją że już wraca ale spóźni się parę minut.
tematów, które akurat się im nawinęły. Nawet nie zauważyli kiedy zaczęła rozwijać się się między
nimi jakaś więź, tak świetnie czuli się w swoim towarzystwie, zupełnie nie widoczne było to, że
pierwszy raz spotkali się zaledwie wczoraj. McCartney nieświadomie uśmiechał się kiedy na nią
spoglądał a ona co jakiś czas rzucała w jego stronę jakiś komplement. Kiedy nadszedł czas
pożegnania Paul spontanicznie cmoknął ją w policzek. Julia puściła mu oko i rozeszli się w
swoje strony. Ona do hotelu, gdyż zbliżała się dwudziesta pierwsza a on, w zasadzie nie wiadomo...
Następnego dnia Julia z rodzicami od samego rana chodziła po nudnych muzeach i wystawach.
Tak jakby wyspa nie miała do zaoferowania wspaniałych plaż czy innych ciekawych miejsc. Oni
oczywiście musieli iść w najnudniejsze z najnudniejszych. Każdy eksponat,wyglądał dokładnie tak samo, przypominał zupełnie nic. Dlatego też Julii ulżyło gdy usłyszała, że wracają już do hotelu. Tam przynajmniej miała komputer i kontakt z ciekawą stroną świata. Kiedy i to jej się znudziło stwierdziła, że skoczy do tamtego baru, w którym wczoraj i przedwczoraj spotkała Pauliego. Wiedziała, że to mało prawdopodobne, żeby był tam też dziś ale przecież nie zaszkodziło sprawdzić.
- A ty gdzie się znów wybierasz? Przecież w muzeum padałaś ze zmęczenia.
- Już mi przeszło. Poza tym znalazłam wczoraj takie fajne miejsce. Można posiedzieć i pogadać z
miłymi ludźmi. Obiecuję, że będę punktualna jak wczoraj.
- No dobrze idź ale dwudziesta pierwsza i ani minuty dłużej.
- Z dyktatorem się nie dyskutuje... - odparła w żartach dziewczyna.
- Ha ha ha bardzo śmieszne.
Weszła do lokalu i zajęła to samo miejsce co poprzednio, po czym zaczęła oglądać jakiś program,
który puszczali w telewizji. Cały czas zerkała w stronę wejścia wciąż mając nadzieję, że zobaczy w
nich McCartneya. Niecałe 10 minut później pojawił się. Rozglądał się tak jakby kogoś
szukał. Julia udawała, że go nie widzi. Ale on przyszedł dokładnie w tym samym celu co ona.
Miał nadzieję, że dziś też ją tu znajdzie i będą mogli porozmawiać. Kiedy ją zobaczył uśmiechnął
się i ruszył w kierunku jej stolika.
- Widzę, że dziś też się tu spotykamy - Zagadał udając zaskoczonego - Cześć. Co tam?
- O, cześć co za zbieg okoliczności i to już trzeci raz. Wszystko w porządku, poza tym że straszne
nudy. A u ciebie - zapytała.
-W zasadzie to tak samo ha ha ha. Całkiem przyjemna wyspa nie? Cisza spokój i ta atmosfera, że
człowiek patrzy na świat zupełnie inaczej. Tak jakby wszystko było w zasięgu jego ręki.
- Dokładnie to samo czuję. Tak jakby nie liczyło się nic innego. Po prostu żyje się
chwilą - Rozmawiali tak o drobnostkach przez jakieś pół godziny kiedy McCartney powiedział
- Zobacz chyba zaczyna się tu rozkręcać jakaś impreza. Może masz ochotę zatańczyć? Jeśli nie to
spoko, tak tylko pytam, można by rozprostować trochę nogi.
- Praktycznie to ja nie tańczę. Nie jestem w ty dobra - powiedziała dziewczyna
- Tak samo jak ja, więc zapewne poziom umiejętności mamy podobny. No chodź, będzie fajnie
obiecuję. Dopijmy to piwo i na parkiet.
- No dobra, ale to na twoją odpowiedzialność.
- Ok, ok – powiedział McCartney puszczając oko i szczerząc się w uśmiechu - Wczoraj i dziś są
najmilej spędzonymi dniami jakie ostatnio przeżyłem, wiesz, po prostu czuję taką energię,
wewnętrzny spokój i coś jeszcze ale nie bardzo wiem co, choć jest to świetne uczucie.
- W takim razie nie mogę pozwolić żebyś przeze mnie je stracił, idziemy i zatańczymy.
Muzyk szybko podłapał atmosferę panującą na parkiecie i swoim entuzjazmem zaraził Julię.
Wygłupiali się i tańczyli, każdy po swojemu, próbowali naśladować swoje układy taneczne, przez
cały czas mając dużo śmiechu. W międzyczasie wypili jeszcze po drinku. Na sam koniec DJ
zapuścił wolny kawałek i McCartneyowi zrobiło się niezręcznie.
- No przestań, przecież mieliśmy się bawić - Powiedziała do niego dziewczyna.
- No dobra - Paul objął ją w pasie a ona położyła ręce na jego ramionach i zaczęli tańczyć w rytm
muzyki. Ten taniec nie wymagał żadnych zaawansowanych umiejętności więc oboje poczuli się
pewniej. W pewnym momencie McCartney zaczął zbliżać się do dziewczyny z zamiarem
pocałowania jej. Jednak w porę opamiętał się i udał, że zrobił to w celu zapytania jej czy nie ma
ochoty się przejść bo już dość się natańczyli.
- Tak, pewnie, z wielką chęcią - odpowiedziała, po czym dodała w myślach – Ale pocałować też
mnie mogłeś.
Szli brzegiem plaży oglądając zachodzące za horyzontem słońce i rozmawiając. Artysta zapytał ją
co sądzi o jego twórczości, więc dziewczyna zaczęła mu opowiadać historię tego jak stała się jego fanką. Wspomniała o tym od jak dawna interesuje się jego muzyką i jego osobą, że jest tak
dlatego, iż Paul jest zupełnie inny niż reszta gwiazd. Ma to coś czego ona u innych nie zauważa.
Powiedziała mu też, że nie ważne jak bardzo zły dzień by miała to w chwili gdy usłyszy pierwsze
dźwięki jego piosenek lub obejrzy kilka sekund wywiadu wszystkie problemy i smutki zostają
zastąpione przez wewnętrzny spokój i radość. McCartney podziękował jej za wszystkie
komplementy i powiedział, że przyjemnie jest móc spędzić czas z taką fanką jak ona. Zawędrowali
całkiem daleko, słońce już dawno zniknęło a na niebie pokazały się gwiazdy. Na plaży nie było
żadnych ludzi, w zasadzie była to jakaś zatoczka do której przypadkiem trafili. Usiedli więc na
ciągle nagrzanym od słońca piasku patrząc w gwiazdy i wsłuchując się w delikatny szum fal
uderzających o brzeg. Było tak cicho i spokojnie. Julia nigdy nie przypuszczała że będzie miała
okazję siedzieć na plaży w środku nocy i to do tego z mężczyzną którego uważała za swój ideał.
Ponadto ten ideał był znów wolny, ale przecież nie mogła mu tak w prost powiedzieć co tak
naprawdę do niego czuje, co on by sobie wtedy pomyślał.
- Patrz tam, to chyba wielki wóz - powiedziała
- Tak, jest piękny. A tam chyba jest mały – wskazał palcem gdzieś w niebo.
- Nie widzę, gdzie dokładnie?
- O tu, popatrz... - Już drugi raz tego wieczora Paul znacząco zmniejszył odległość jaka dzieliła ich
twarze. Spojrzał na niebo z jej perspektywy. - Teraz widzisz?
Dziewczyna kiwnęła głową i spojrzała na towarzysza dzisiejszego wieczoru. Jako że on również
zrobił to samo w pewnym momencie spotkali się wzrokiem. Chwilę później, siedzieli całując się.
Żadne z nich nie wiedziało jak do tego doszło. Pocałunek nie trwał jednak długo, kilka sekund
później McCartney zaczął się tłumaczyć i przepraszać. Mówił, że nie wie co w niego wstąpiło.
- Wiesz bo właściwie jest coś co zawsze chciałam ci powiedzieć... uwielbiam cię jako artystę i w
ogóle ale jest coś jeszcze... ja najprościej na świecie cię kocham - Teraz mogła się do tego przyznać, skoro on ją pocałował to ona też mogła zrobić coś niespodziewanego.
- CO?! Ale... ale jak to? Ja chyba, chyba muszę już iść. Wybacz ale zapomniałem o czymś ważnym.
Dozobaczenia - rzekł wyglądający na totalnie zszokowanego Paul. Wstał i szybkim krokiem oddalił się w kierunku z którego przyszli. Julia obserwowała jak odchodzi ciągle przypominając sobie te kilka chwil. To było tak wspaniałe i tak nieprawdopodobne... Zerknęła na zegarek, miała pięć minut aby dojść do hotelu, wysłała więc SMS do mamy z informacją że już wraca ale spóźni się parę minut.
piątek, 8 sierpnia 2014
Love Is Strange [I]
Wakacje na Majorce zapowiadały się na bardzo długie i nudne. Całe dwa tygodnie z rodzicami,
którzy wszystkiego zabraniają i czepiają się o każdy szczegół. Tak miało wyglądać najbliższe
czternaście dni dla Julii. Ledwo dotarli do hotelu i rozpakowali walizki, a już byli wykończeni,
do tego stopnia, że odłożyli jakiekolwiek wyjścia na kolejny dzień. Dziewczyna siedziała przed
swoim laptopem ze słuchawkami na uszach, słuchając swojego ulubionego albumu oraz
sprawdzając jakie miejsca warte odwiedzenia znajdują się w pobliżu. Wiedziała też, że w tym czasie na wyspie przebywa jej idol, Paul McCartney, starała się więc znaleźć informacje, gdzie gwiazdor mógł się zatrzymać lub w jakim miejscu istnieje szansa na spotkanie go. Jak wszyscy wiedzieli były to jego pierwsze samotne wakacje od czasu rozwodu. Artysta cieszył się stanem wolnego człowieka i nie marnował czasu na siedzenie w domu. Było koło godziny dziewiętnastej kiedy postanowiła przejść się do pobliskiego baru i rozeznać trochę w okolicy.
- Mamo, wychodzę się trochę rozejrzeć. Wrócę niedługo.
- Nie ma mowy, jest późno wiesz jak niebezpiecznie jest na takiej wyspie o tej porze - kobieta nie
była zachwycona pomysłem córki – wszędzie mogło czaić się pełno zboczeńców, dilerów i bandytów.
- Przestań proszę cię, choć raz... jesteśmy na wakacjach daj mi trochę swobody - Przekonywała
Julia.
- No... niech ci będzie ale o dwudziestej pierwszej jesteś z powrotem. I cały czas masz być pod
telefonem.
Dziewczyna przystała na warunki jakie postawiła jej mama, z doświadczenia wiedziała, że lepiej się
z nią zgodzić i oszczędzić sobie niepotrzebnych nerwów. Zabrała ze sobą kilka rzeczy: portfel,
telefon i założyła swój ulubiony T-shirt z cytatem z jednej z piosenek McCartneya. Kiedy obeszła
już najbliższe uliczki skierowała się w stronę baru. Chciała posiedzieć, oddychając rześkim
wieczornym powietrzem i w spokoju napić się chłodnego piwa. Okazało się że w barze można
wybrać sobie jakiś instrument i spędzić czas nie tylko przy kuflu piwa ale także pograć na
harmonijce, banjo, trąbce, czy ukulele. Julia zdecydowała się spróbować z tym ostatnim.
Usiadła w koncie lokalu i próbowała zagrać jakąś melodię. Musiało jej to nawet wychodzić, skoro
do tej pory nikt nie wyrzucił jej z lokalu.
- Witam - Jakiś cień przesłonił jej jedyny strumień światła. Kiedy spojrzała aby sprawdzać do kogo
należy, palce omsknęły się jej z instrumentu. - Czy mogę? - Wskazał na wolne miejsce po drugiej
stronie stołu. Mężczyzna, który zadał pytanie ubrany był w białą koszulę z krótkim rękawkiem i
rozpiętymi trzema guzikami u kołnierza oraz kremowe, materiałowe spodenki sięgające do kolan a
także w stylowe klapki z wizerunkiem amerykańskiej flagi. On sam miał brązowe włosy średniej
długości, które lekko powiewały w przeciągu. Pasujące do nich błyszczące brązowe oczy oraz
szeroki uśmiech na twarzy powodowały, że sprawiał wrażenie miłego i radosnego faceta. Taki też
był. Paul McCartney, każdy kto go znał wiedział, że takie jest właśnie jego prawdziwe oblicze. Ten
zawsze tryskający energią, wesoły i skory do rozmowy człowiek stał właśnie przed nią i pytał czy
może się dosiąść.
- Więc - zapytał ponownie kiedy Julia siedziała nieruchomo i patrzała na niego jakby
zobaczyła ducha.
- Tak... jasne, proszę. - Odpowiedziała zszokowana. Paul dosiadł się, wziął instrument który
znajdował się teraz na stole i wybrzdąkał jakąś krótką melodię. Julia przez cały ten czas
wpatrywała się w niego bez mrugnięcia okiem. To było jak sen, w żadnym wypadku nie
przewidywała że coś takiego może mieć miejsce. Ten Paul, który był dla niej ideałem siedział teraz
przed nią i grał na ukulele.
- Wspaniały instrument, wygląda niepozornie ale wystarczy zacząć grac żeby wydobyć z niego jego
prawdziwy potencjał. - Powiedział kiedy odłożył ukulele na bok.
- Tak, też tak uważam. Dźwięki które wytwarza są magiczne.
- Widzę, że się zgadzamy. Tak w ogóle nazywam się...
- Wiem, jesteś Sir Paul McCartney. Wszędzie bym cię poznała. Ja... ja jestem Julia.
- Miło mi poznać, ale dajmy spokój z tym całym Sir'em, to takie sztywne. Samo Paul też w
zupełności wystarczy. Zwłaszcza w ustach fanów - Zaśmiał się McCartney.
- Ale skąd wiesz, że jestem twoją fanką - Zapytała, a on wskazał na koszulkę z cytatem „And in
the end the love you take is equal to the love you make” - Och to, no tak. To jeden z moich
ulubieńszych wersów ze wszystkich piosenek.
- Naprawdę? Tak samo jak mój. Jest taki prawdziwy, nie uważasz?
- Dokładnie. I do tego stale jest aktualny, jeśli wszystkie związki opierałyby się na takiej zasadzie
świat byłby piękny.
- Mądrze i dojrzale powiedziane - Macca był pod wrażeniem wniosków jakie wysnuła dziewczyna.
Rozmawiali ze sobą jeszcze przez jakiś czas. Okazało się że mają wiele wspólnych tematów. Lubią
tą samą muzykę, filmy, śmieszą ich te same rzeczy, tak samo lubią spędzać wolny czas i mają to
samo spojrzenie na sprawę okrucieństwa wobec zwierząt. Mimo, iż konwersacja była naprawdę przyjemna mężczyzna spojrzał na zegarek i rzekł.
- Naprawdę świetnie mi się z tobą rozmawia i z chęcią bym jeszcze posiedział ale obiecałem komuś
coś załatwić i muszę już lecieć.
- To była wielka przyjemność móc z pane... z tobą porozmawiać. Zatem... do widzenia.
- Tak, tak, do zobaczenia - Paul obdarzył ją swoim cudnym uśmiechem na pożegnanie i skierował
się do wyjścia a ona usiadła i zastanawiała się nad tym jak wielkie szczęście dziś miała. Macca
wyglądał sto razy lepiej niż w TV i cały czas musiała się pilnować żeby nie gapić się w niego jak w
obrazek. Zerknęła na zegarek, była 20.50 zerwała się więc z miejsca i pobiegła do hotelu. Wpadła
do pokoju punkt dwudziesta pierwsza.
- Aleś ty dosłownie punktualna – zaśmiała się jej mama.
- No wiesz przecież, że ja jestem rozsądna i nie zrobiła bym nic co mogło by cię wkurzyć.
Kobieta wypakowując jeszcze jakieś rzeczy do szafy zawołała z jej wnętrza
- Och to miło z twojej strony...
- Niee po prostu nie chce mi się słuchać twoich pretensji – Zaśmiała się dziewczyna i poszła zrobić
sobie kolację.
_________________________________________________________________
Mam nadzieję, że spodoba się wam moje opowiadanie nawet jeśli nie jesteście fanami McCartneya czy The Beatles. Jeśli lubicie historie z humorem i miłością w tle powinno was zainteresować. Jestem otwarta na wszelką krytykę i sugestie z waszej strony gdyż dopiero zaczynam swoją przygodę z pisaniem i każda uwaga będzie dla mnie cenna.
którzy wszystkiego zabraniają i czepiają się o każdy szczegół. Tak miało wyglądać najbliższe
czternaście dni dla Julii. Ledwo dotarli do hotelu i rozpakowali walizki, a już byli wykończeni,
do tego stopnia, że odłożyli jakiekolwiek wyjścia na kolejny dzień. Dziewczyna siedziała przed
swoim laptopem ze słuchawkami na uszach, słuchając swojego ulubionego albumu oraz
sprawdzając jakie miejsca warte odwiedzenia znajdują się w pobliżu. Wiedziała też, że w tym czasie na wyspie przebywa jej idol, Paul McCartney, starała się więc znaleźć informacje, gdzie gwiazdor mógł się zatrzymać lub w jakim miejscu istnieje szansa na spotkanie go. Jak wszyscy wiedzieli były to jego pierwsze samotne wakacje od czasu rozwodu. Artysta cieszył się stanem wolnego człowieka i nie marnował czasu na siedzenie w domu. Było koło godziny dziewiętnastej kiedy postanowiła przejść się do pobliskiego baru i rozeznać trochę w okolicy.
- Mamo, wychodzę się trochę rozejrzeć. Wrócę niedługo.
- Nie ma mowy, jest późno wiesz jak niebezpiecznie jest na takiej wyspie o tej porze - kobieta nie
była zachwycona pomysłem córki – wszędzie mogło czaić się pełno zboczeńców, dilerów i bandytów.
- Przestań proszę cię, choć raz... jesteśmy na wakacjach daj mi trochę swobody - Przekonywała
Julia.
- No... niech ci będzie ale o dwudziestej pierwszej jesteś z powrotem. I cały czas masz być pod
telefonem.
Dziewczyna przystała na warunki jakie postawiła jej mama, z doświadczenia wiedziała, że lepiej się
z nią zgodzić i oszczędzić sobie niepotrzebnych nerwów. Zabrała ze sobą kilka rzeczy: portfel,
telefon i założyła swój ulubiony T-shirt z cytatem z jednej z piosenek McCartneya. Kiedy obeszła
już najbliższe uliczki skierowała się w stronę baru. Chciała posiedzieć, oddychając rześkim
wieczornym powietrzem i w spokoju napić się chłodnego piwa. Okazało się że w barze można
wybrać sobie jakiś instrument i spędzić czas nie tylko przy kuflu piwa ale także pograć na
harmonijce, banjo, trąbce, czy ukulele. Julia zdecydowała się spróbować z tym ostatnim.
Usiadła w koncie lokalu i próbowała zagrać jakąś melodię. Musiało jej to nawet wychodzić, skoro
do tej pory nikt nie wyrzucił jej z lokalu.
- Witam - Jakiś cień przesłonił jej jedyny strumień światła. Kiedy spojrzała aby sprawdzać do kogo
należy, palce omsknęły się jej z instrumentu. - Czy mogę? - Wskazał na wolne miejsce po drugiej
stronie stołu. Mężczyzna, który zadał pytanie ubrany był w białą koszulę z krótkim rękawkiem i
rozpiętymi trzema guzikami u kołnierza oraz kremowe, materiałowe spodenki sięgające do kolan a
także w stylowe klapki z wizerunkiem amerykańskiej flagi. On sam miał brązowe włosy średniej
długości, które lekko powiewały w przeciągu. Pasujące do nich błyszczące brązowe oczy oraz
szeroki uśmiech na twarzy powodowały, że sprawiał wrażenie miłego i radosnego faceta. Taki też
był. Paul McCartney, każdy kto go znał wiedział, że takie jest właśnie jego prawdziwe oblicze. Ten
zawsze tryskający energią, wesoły i skory do rozmowy człowiek stał właśnie przed nią i pytał czy
może się dosiąść.
- Więc - zapytał ponownie kiedy Julia siedziała nieruchomo i patrzała na niego jakby
zobaczyła ducha.
- Tak... jasne, proszę. - Odpowiedziała zszokowana. Paul dosiadł się, wziął instrument który
znajdował się teraz na stole i wybrzdąkał jakąś krótką melodię. Julia przez cały ten czas
wpatrywała się w niego bez mrugnięcia okiem. To było jak sen, w żadnym wypadku nie
przewidywała że coś takiego może mieć miejsce. Ten Paul, który był dla niej ideałem siedział teraz
przed nią i grał na ukulele.
- Wspaniały instrument, wygląda niepozornie ale wystarczy zacząć grac żeby wydobyć z niego jego
prawdziwy potencjał. - Powiedział kiedy odłożył ukulele na bok.
- Tak, też tak uważam. Dźwięki które wytwarza są magiczne.
- Widzę, że się zgadzamy. Tak w ogóle nazywam się...
- Wiem, jesteś Sir Paul McCartney. Wszędzie bym cię poznała. Ja... ja jestem Julia.
- Miło mi poznać, ale dajmy spokój z tym całym Sir'em, to takie sztywne. Samo Paul też w
zupełności wystarczy. Zwłaszcza w ustach fanów - Zaśmiał się McCartney.
- Ale skąd wiesz, że jestem twoją fanką - Zapytała, a on wskazał na koszulkę z cytatem „And in
the end the love you take is equal to the love you make” - Och to, no tak. To jeden z moich
ulubieńszych wersów ze wszystkich piosenek.
- Naprawdę? Tak samo jak mój. Jest taki prawdziwy, nie uważasz?
- Dokładnie. I do tego stale jest aktualny, jeśli wszystkie związki opierałyby się na takiej zasadzie
świat byłby piękny.
- Mądrze i dojrzale powiedziane - Macca był pod wrażeniem wniosków jakie wysnuła dziewczyna.
Rozmawiali ze sobą jeszcze przez jakiś czas. Okazało się że mają wiele wspólnych tematów. Lubią
tą samą muzykę, filmy, śmieszą ich te same rzeczy, tak samo lubią spędzać wolny czas i mają to
samo spojrzenie na sprawę okrucieństwa wobec zwierząt. Mimo, iż konwersacja była naprawdę przyjemna mężczyzna spojrzał na zegarek i rzekł.
- Naprawdę świetnie mi się z tobą rozmawia i z chęcią bym jeszcze posiedział ale obiecałem komuś
coś załatwić i muszę już lecieć.
- To była wielka przyjemność móc z pane... z tobą porozmawiać. Zatem... do widzenia.
- Tak, tak, do zobaczenia - Paul obdarzył ją swoim cudnym uśmiechem na pożegnanie i skierował
się do wyjścia a ona usiadła i zastanawiała się nad tym jak wielkie szczęście dziś miała. Macca
wyglądał sto razy lepiej niż w TV i cały czas musiała się pilnować żeby nie gapić się w niego jak w
obrazek. Zerknęła na zegarek, była 20.50 zerwała się więc z miejsca i pobiegła do hotelu. Wpadła
do pokoju punkt dwudziesta pierwsza.
- Aleś ty dosłownie punktualna – zaśmiała się jej mama.
- No wiesz przecież, że ja jestem rozsądna i nie zrobiła bym nic co mogło by cię wkurzyć.
Kobieta wypakowując jeszcze jakieś rzeczy do szafy zawołała z jej wnętrza
- Och to miło z twojej strony...
- Niee po prostu nie chce mi się słuchać twoich pretensji – Zaśmiała się dziewczyna i poszła zrobić
sobie kolację.
_________________________________________________________________
Mam nadzieję, że spodoba się wam moje opowiadanie nawet jeśli nie jesteście fanami McCartneya czy The Beatles. Jeśli lubicie historie z humorem i miłością w tle powinno was zainteresować. Jestem otwarta na wszelką krytykę i sugestie z waszej strony gdyż dopiero zaczynam swoją przygodę z pisaniem i każda uwaga będzie dla mnie cenna.
Subskrybuj:
Posty (Atom)